
Z Pawłem Olechnowiczem, prezesem Grupy LOTOS S.A. rozmawia Mikołaj Chrzan
Nowy prezes Lotosu ma być wybrany w konkursie. Zdecydował Pan już, czy w nim wystartuje?
- Ale ja w czerwcu zostałem wybrany przez radę nadzorczą na stanowisko prezesa zarządu na kolejną trzyletnią kadencję.
Przecież przedstawiciele rady nadzorczej mówili, że Pan będzie pełnił tę funkcję tymczasowo, do rozstrzygnięcia konkursu na nowego prezesa. Na serio myśli Pan, że nowy rząd nie pozbawi Pana stanowiska?
- A dlaczego miałby to zrobić? Lotos jest teraz w bardzo wrażliwym punkcie swojego rozwoju. Właśnie ogłosiliśmy strategię do 2012 r. Dla jej pełnej realizacji kluczowe będą najbliższe dwa-trzy lata. Nie ma ludzi niezastąpionych, ale uważam, że człowiek, który w ciągu czterech lat siedmiokrotnie powiększył wartość firmy, pokazał, co potrafi, ipowinien nią nadal kierować.
Cieszył się Pan poparciem Kazimierza Marcinkiewicza, który zapoznał się z tą strategią podczas swojej wizyty w Gdańsku. Plany mu się spodobały. Problem w tym, że chwilę później podał się do dymisji.
- To sprawa polityki, nie mnie to komentować.
Dobrze się Panu współpracowało z Marcinkiewiczem?
- Rząd, którym kierował premier Marcinkiewicz, znakomicie rozumiał specyfikę przemysłu naftowego, kwestie związane z bezpieczeństwem energetycznym państwa.
Nawet wtedy, gdy w listopadzie 2005 r. za pośrednictwem dziennikarzy apelował, by na stacjach benzynowych obniżano ceny paliw?
- A co w tym dziwnego?
W kraju z gospodarką wolnorynkową to chyba nie premier decyduje, ile zapłacimy za litr benzyny.
- Oczywiście, że nie decyduje. Ale może sugerować pewne zachowania. Możemy to porównać np. do działania banku centralnego, który czasem, zamiast interweniować w drodze transakcji, tylko sugeruje bankom komercyjnym określone zachowania. I nikt się nie dziwi, że banki słuchają. W sytuacjach wyjątkowych, gdy ceny ropy na świecie idą w górę, a ceny paliw na stacjach -wskutek działania normalnego systemu ustalania cen - przekraczają pewne psychologiczne bariery, rząd ma prawo reagować, poruszając się jednak wstrefie realiów rynkowych, a nie tylko potrzeb polityki.
A rafinerie jak za dotknięciem magicznej różdżki obniżają wtedy swoją marżę?
- Powtarzam: tylko w sytuacjach wyjątkowych, tylko na krótki czas.
Wtedy posłuchaliście premiera, benzyna jednorazowo potaniała o kilkanaście groszy na litrze. Gdyby teraz z podobnym apelem wystąpił Jarosław Kaczyński, co by Pan zrobił?
- Gdyby dynamika rynkowa była podobna, zachowalibyśmy się identycznie.
W ostatnich miesiącach, jeśli politycy mówią w Polsce o ropie, to najczęściej w kontekście bezpieczeństwa energetycznego. Dla polskich rafinerii bezpieczeństwo energetyczne to przede wszystkim dywersyfikacja źródeł dostaw ropy.
- Oczywiście, ale to nie polityka, tylko zdrowy rozsądek. Strategia, którą będziemy realizować do 2012 r., zakłada podwyższenie potencjału przerobu ropy wGdańsku z6 do10 mln ton rocznie. To oznacza, że musimy mieć zagwarantowane odpowiednio wyższe dostawy. Jeśli będą pochodzić z różnych źródeł, ryzyko przerw w dostawach będzie minimalne.
Analitycy podkreślają, że chodzi nie tylko o zakupy ropy z różnych rejonów świata, ale także o uzyskanie dostępu do złóż.
- Grupa Lotos prowadzi już działalność wydobywczą. Na Bałtyku zajmuje się tym nasz Petrobaltic. Teraz ze złóż podMorzem Bałtyckim wydobywamy 300 tys. ton ropy rocznie. Do 2012 r. będziemy wydobywać milion ton.
To i tak zbyt mało, by mówić o uniezależnieniu się od ropy z Rosji.
- To tylko jeden z elementów. Aktywnie szukamy teraz projektów także w innych częściach świata. Myślę tu o krajach arabskich, o Kazachstanie.
Inwestycjami w złoża w Kazachstanie zainteresowany jest właściciel Prokomu Ryszard Krauze. Czy możliwe jest, że będziecie tam partnerami?
- Odpowiem tak: nie wykluczam wariantu, że zagraniczne projekty wydobywcze będziemy prowadzić z innymi firmami.
Czy Orlen po zakupie litewskiej rafinerii w Możejkach będzie większym zagrożeniem dla Lotosu?
- Życzę kolegom z Płocka jak najlepiej. Na razie jednak pamiętajmy, że mówimy oprzyszłości, bo transakcja nie jest jeszcze sfinalizowana. A czy boimy się konkurencji? Z naszych analiz wynika, że dla rafinerii wMożejkach najbardziej sensowna będzie teraz walka owpływy na rynku skandynawskim, a nie polskim.
Nie obawia się Pan, że wzmocniony Orlen będzie chciał wchłonąć także Lotos?
- Teraz byłoby to zdecydowanie złym rozwiązaniem. Obie firmy - Orlen iLotos -są wtrakcie intensywnego rozwoju, przekształceń. To potrwa jeszcze minimum trzy-cztery lata. Ale potem kto wie -wcale nie wykluczam, że sensowna byłaby bliska kooperacja pomiędzy Lotosem aOrlenem. Niewykluczone, że tę sytuację dobrze będzie wykorzystać i za jakiś czas grać w jednej drużynie.
Ile Pan zarabia?
- Tyle, ile dopuszcza ustawa kominowa, czyli cztery średnie krajowe miesięcznie. Na rękę wychodzi ok. 6 tys. zł.
Jak na szefa firmy, która zarobiła w ubiegłym roku ponad pół miliarda złotych, niewiele.
- Cóż, takie są przepisy. Na szczęście stanowisk poza zarządem ustawa kominowa nie obejmuje, a większość menedżerów z Lotosu musi zarabiać więcej, bo inaczej nie mielibyśmy szans nazatrudnienie dobrych specjalistów.
Nie lepiej znaleźć sobie pracę za większe pieniądze?
- Chcę zostać w Lotosie, bo lubię duże wyzwania.