
Wczoraj w pobliże miejsca, gdzie w poniedziałek odkryto tajemniczy obiekt, wypłynął okręt hydrograficzny Marynarki Wojennej. ORP "Arctowski" ma odpowiedzieć na jedno pytanie: czy znalezisko to rzeczywiście niemiecki lotniskowiec z czasów II wojny światowej Graf Zeppelin.
Olbrzymi obiekt leżący na dnie morza znalazł przypadkowo statek badawczy Petrobalticu podczas badania dna morskiego 40 mil na północ od Łeby. Jego olbrzymie rozmiary - ponad 250 m długości - mogą sugerować, że to niemiecki lotniskowiec zatopiony przez Rosjan w 1947 r. Aby zyskać pewność, wysłano w rejs "Arctowskiego". Zadaniem jego załogi jest dokonanie pomiarów, wykonanie serii zdjęć znaleziska oraz nakręcenie filmu podwodną kamerą. - Na pokładzie mamy sonar, echosondę i pojazd podwodny - relacjonuje kmdr. Ireneusz Hryciuk. - Do badania znaleziska użyjemy wszystkich trzech urządzeń. Wczoraj około godz. 16 "Arctowski" kilkakrotnie okrążył rejon badań i dokonał pomiarów. Zaraz potem zaczęła się analiza efektów pracy urządzeń. Oficjalne dane ogłoszone zostaną po powrocie jednostki do bazy w Gdyni. A będą one dokładne, bo echosonda wielowiązkowa, której użyto, wykrywa nawet niewielkie zmiany głębokości dna. - Przy prześwietlaniu dna morskiego jego kolor jest jednolity, w momencie zaburzeń głębokości ukazują się inne barwy, które zarysowują kształt przedmiotu. Z kolei sonar wykonuje tak jakby czarno-białe zdjęcie tego przedmiotu - mówił Hryciuk.
Na wyjaśnienie zagadki czekają wszyscy interesujący się wojną na morzu i okrętami wojennymi. Są prawie pewni, że wrak to słynny (bo jedyny) niemiecki lotniskowiec. Potwierdza to autor kilku artykułów poświęconych okrętowi Przemysław Federowicz: - Jeżeli Zeppelin znajduje się na znacznej głębokości, tak do osiemdziesięciu metrów, to jak najbardziej to by się zgadzało - mówi "Dziennikowi". Graf Zeppelin od początku miał pecha: nigdy nie ukończono jego budowy, a kiedy skończyła się wojna, musiał zostać zatopiony. - Ze względu na jego ogromne rozmiary Rosjanie chcieli go szybko wykorzystać jako transportowiec, ale nie udało im się. Lotniskowiec był za bardzo uszkodzony. Nie mieli innego wyjścia, więc musieli go zatopić -opowiada Federowicz. Powody były banalne. Organizacje międzynarodowe ustaliły tonaż, można było posiadać określoną ilość okrętów, więc Rosjanom nie opłacało się walczyć o ten okręt i o zwiększenie tonażu narzuconego przez państwa Osi. Ale i ze zniszczeniem statku były kłopoty. Miał być zatopiony przez samoloty rosyjskie z dywizjonu w Kłajpedzie. W stojący spokojnie lotniskowiec nie potrafiła trafić ani jedną bombą cała eskadra dwunastu samolotów. Statek zatopiono więc, używając torped.