logo

Komunikaty

Miał tu odzyskać dawny blask. Zyskał złą sławę. Statek „Rotterdam“ z azbestowymi odpadami na pokładzie po pół roku postoju opuścił wczoraj gdański port. Zanim statek odbił od nabrzeża pirsu rudowego w Porcie Północnym, przed południem przeszedł odprawę celną i graniczną. Technicy kryminalni ze Straży Granicznej sprawdzili, czy nikt nie złamał plomb na drzwiach pomieszczeń, w których składowane były wwiezione nielegalnie do Polski worki z odpadami azbestowymi. To był powód nakazu opuszczenia naszego kraju, wydanego jeszcze w czerwcu przez Urząd Morski. - Wszystko w porządku. Plomby są nienaruszone. Statek może płynąć - powiedział „Gazecie“ Tadeusz Gruchalla, p.o. rzecznika Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku. Kilka minut przed godz. 15 statek ruszył w podróż. Na redę portu wyprowadziły go dwa portowe holowniki. Po kilkudziesięciu minutach cumy przejął pełnomorski holownik „Bazalt“, wynajęty z Petrobaltiku. - Przez cały obszar polskich wód terytorialnych eskortować go będą nasze jednostki patrolowo-pościgowe - informuje Gruchalla. - Zakładamy dobrą wolę armatora. Jednak to za mało. Musimy mieć pewność, że nikt nie wyrzuci za burtę żadnych zanieczyszczeń. Gdański przedstawiciel armatora Marek Wrochna potwierdził nam wczoraj, że portem docelowym jest niemiecki Wilhelmshaven. - Statek dopłynie tam 31 sierpnia lub 1 września, w zależności od pogody - zapowiada Wrochna. Nasz rozmówca nie wyklucza jednak, że statek wróci na remont do Gdańska. - Wszystko zależy od kontraktu ze Stocznią Gdańską - mówi Wrochna. - Na razie płyniemy do kraju, który jest czystszy azbestowo niż Polska. Dzięki wypłynięciu w morze „Rotterdam“ uniknął siłowego rozwiązania - z portu miał go usunąć holownik wynajęty przez pomorskiego wojewodę Piotra Ołowskiego.