logo

Komunikaty

Są miejsca, są ludzie, są rzeczy, które w szczególny, często niewytłumaczalny sposób przyciągają artystów i ich słuchaczy. Festiwal Bielska Zadymka Jazzowa - Lotos Jazz Festival od dziewięciu już lat, na przełomie stycznia i lutego, ściąga do Bielska-Białej wszystkich, którzy w tej imprezie pragną odnaleźć to, czego niewątpliwie nie da się znaleźć na innych festiwalach jazzowych, często o dłuższej historii. „Zadymka to festiwal szczególny. Również, a może przede wszystkim dlatego, że jest organizowany i zarządzany nie przez urzędników, lecz entuzjastów jazzu wywodzących się z artystycznych kręgów Bielska. Z imprezą od początku współpracują aktorzy, muzycy, plastycy, fotograficy, dziennikarze, słowem cała śmietanka artystyczna miasta“ - napisał o Bielskiej Zadymce Jazzowej Bogdan Chmura w „Jazz Forum“ z marca 2005 roku.

Golcowie z trąbitami

Tradycja beskidzkich górskich okolic i odwieczne umiłowanie muzyki synkopowanej pozwala jak nigdzie indziej splatać soczysty jazz z muzyką górali z Wisły czy okolic Żywca. Tutejszego festiwalu nie rozpoczyna „Swanny River“, lecz tradycyjna góralska „Na holi“, grana jednym razem przez amerykańskich jazzmanów, innym przez Pawła i Łukasza Golców na ośmiometrowych trąbitach. Festiwalem jazzowym w Bielsku-Białej żyją mieszkańcy miasta rezerwujący wejściówki wcześniej aniżeli hotele w Szczyrku na sezon zimowy. To zwykle też okazja, by w miejscowych galeriach sztuki BWA, B&B czy w centrum handlowym Sfera urządzić okazałą wystawę zdjęć jazzowych Marka Karewicza i Henryka Malesy, czy zainscenizować w sercu miasta koncert big-bandu uczniów szkoły muzycznej. Organizatorzy festiwalu nie pozwalają zapomnieć, że absolwentami tej szkoły byli między innymi: prof. Andrzej Zubek - pianista, dyrygent, wieloletni dziekan Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej katowickiej Akademii Muzycznej, a także wspaniali jazzmani Bronisław Suchanek oraz Kazimierz Jonkisz. Że to stąd wywodzą się Adam Makowicz, Urszula Dudziak, że w Bielsku-Białej mieszkają, tworzą, a od niedawna także nagrywają bracia Golcowie.

Wyławianie talentów

Wstępem do każdej edycji zadymkowego festiwalu jest konkurs. Konkurs pomyślany jako sposób odkrycia młodych talentów. Nie ma obecnie innego miejsca, w którym młodzi muzycy, najczęściej studenci muzycznych szkół i uczelni, mieliby szansę uzyskać taką przepustkę do kariery. Zwycięstwo w konkursie Bielskiej Zadymki Jazzowej umożliwia występ na jednym z galowych koncertów, i to tuż przed występem gwiazdy zagranicznej. Zarazem zwycięzcy gwarantuje się nagranie płyty i jej promocję. Jeśli możemy dziś doceniać pianistykę Pawła Kaczmarczyka czy Pawła Tomaszewskiego, rozkoszować się aranżacjami zespołu Raminiak - Garbowski - Gradziuk czy śledzić poczynania puzonisty Namysłowskiego juniora - to z dumą musimy stwierdzić, że należą oni do grona laureatów właśnie bielskiego konkursu.

Okolice jazzu

Koncert czwartkowy, zatytułowany „Okolice jazzu“, pozwala na otwarcie formuły festiwalu na muzykę pogranicza: fusion, hip-hop, rhythm’n’bass. Doskonale pasującą do obszernego wnętrza Klubu Klimat z dwoma scenami, oświetleniem i wystrojem klasycznej, acz nowoczesnej…dyskoteki. W takim wnętrzu tysiąc osób współtworzy okołojazzowe występy z podkręconym beatem i entuzjastycznie przyjmuje grupę japońskich tancerzy uprawiających najprawdziwszą ekwilibrystykę z synkopowanymi układami choreograficznymi do wtóru „Straight No Chaser“ czy „Giant Steps“ Coltrane’a. Różni ten festiwal od innych także samo otwarcie - nie jest to ani przecięcie wstęgi, ani też żadne oficjalne przemówienie, lecz prezentacja multimedialna pełna zamierzonych nawiązań do podbeskidzkiego krajobrazu, dygresji muzycznych i spełniająca jednocześnie w dowcipny sposób zobowiązania wobec sponsorów imprezy. I tak oto prezentacja pozamuzyczna muzycznego festiwalu prowokuje pierwsze oklaski publiczności, zanim jeszcze na scenę wejdą wykonawcy. Film festiwalowy jest pomysłem i kolejnym przejawem umiejętności kreatora rzeczy niemożliwych, czyli Jerzego Batyckiego, reżysera i aktora, a od początku dyrektora festiwalu.

Tysiąc metrów nad morzem

Festiwal w Bielsku ma własne miejsce, które również decyduje o wyjątkowości tego wydarzenia. Kilometr nad poziomem morza, wśród ośnieżonych zwykle beskidzkich szczytów - sale przedwojennego schroniska. Kończący imprezę niedzielny koncert na Szyndzielni to jednak nie tylko muzyka w granitowo-dębowych wnętrzach, ale także radosny ceremoniał. Setki osób, które przyjeżdżają kilkoma autobusami pod dolną stację kolejki linowej i wyruszają uruchomionymi specjalnie na to wydarzenie gondolami. Pochodnie, śnieg pod rozgwieżdżonym niebem, panorama miasta u stóp. To na Szyndzielni podczas ostatniej, letniej special edition festiwalu Joe Lovano na zakupionych w schronisku fletach góralskich wygrywał pasącym się opodal owcom nowojorskie nuty, a Hank Jones - zachwycony skądinąd przyjęciem publiczności - zakomunikował, że już więcej do Polski nie przyjedzie z powodu dwudziestostopniowych mrozów, jakie dały mu się we znaki.

Do piwnicy pod górkę

Po czwartkowym okołojazzowym preludium i dwóch kolejnych galowych dniach w Teatrze Polskim festiwal powraca w niedzielne popołudnie do klubu Klimat, który otwiera się dla big-bandu. W każdym roku na ten specjalny bigbandowy koncert Andrzej Zubek przygotowuje specjalny program z udziałem specjalnych gości. To wszystko, by nie pozwolić umrzeć sztuce aranżacji rozpisanej na sekcje instrumentów oraz utworom stworzonym dla big-bandów. Bielska Zadymka Jazzowa pozostaje przy tym festiwalem, w którym muzyka przez cztery kolejne doby rozbrzmiewa bez przerwy. Na okrągło. Kiedy kończy się koncert w każdym z festiwalowych dni, publiczności nie trzeba już przypominać, że oznacza to jedynie zmianę miejsca prezentacji. A to dzięki magicznemu miejscu, jakim jest Piwnica Zamkowa u podnóża zamku Sułkowskich w samym centrum Bielska-Białej, która zapełnia się każdego festiwalowego wieczoru do ostatniego miejsca. Ulubione miejsce i Jana Ptaszyna Wróblewskiego zaangażowanego w festiwal od początku („Jedyna piwnica, do której wchodzi się pod górę“), i Ala Fostera, a także Roya Hargrove’a, Terence’a Blancharda, Davida Murraya. Joe Lovano, po niezapomnianym koncercie z muzykami Simple Acoustic Trio, owacyjnie witany przez publiczność, wkroczył do piwnicy na jam session . W atmosferze dyskusji o muzyce, muzykach i świecie, otoczony gronem wielbicieli i muzyków nawet nie rozpakował instrumentu. I nikt nie miał do niego pretensji.

See you soon

Dziewięć lat tego wyjątkowego festiwalu jazzowego w Bielsku-Białej postrzegam ze znacznie dalszej perspektywy moich ulubionych dawnych festiwali wrocławskich (Jazz nad Odrą), wielu edycji Jazz Jamboree, festiwali w Kaliszu, Gdyni, Krakowie, a także w Montreux, Londynie i we Włoszech (Umbria, Perugia). Ale doprawdy żaden z nich, toutes proportions gardées, jakkolwiek mają własną specyfikę, nie oferuje tylu muzycznych i pozamuzycznych atrakcji, nie otacza muzyków i publiczności gościnnością w taki sposób i nie tworzy atmosfery entuzjazmu i zwykłej życzliwości jak Bielska Zadymka Jazzowa. To dlatego największe, goszczące tu na jedynych w Europie koncertach, gwiazdy amerykańskich scen jazzowych żegnają się „see you soon“ i rozsławiają festiwal na Podbeskidziu w środowiskach muzycznych za oceanem. Dlatego przyjedźcie, zobaczcie, posłuchajcie. Zabierzcie też narty, dla pretekstu.