logo

Komunikaty

Po świetnym meczu i dramatycznym finiszu gdyńskie koszykarki pokonały wczoraj Wisłę Kraków i zdobyły pierwsze w tym sezonie trofeum. Czy to ostatnie słowo koszykarek Lotosu?

Lotos przegrał z Wisłą trzy poprzednie mecze - dwa w tym sezonie i ostatnie spotkanie finału mistrzostw Polski w poprzednich rozgrywkach. Ale od tamtego czasu wiele się zmieniło. Teraz znowu jest zespołem, który śmiało może być faworytem w starciach z Wisłą.

Gdynianki zaczęły rewelacyjnie, od prowadzenia 8:0 i grały tak niemal do końca spotkania. Dwie minuty przed końcem zafundowały jednak kibicom horror. Prowadziły już nawet 77:62, ale chyba za wcześnie uwierzyły, że już zdobyły Puchar Polski. Wisła rozpoczęła szaleńczą pogoń. Wszystko zaczęło się od łatwej straty wyśmienicie wcześniej grającej Pauliny Pawlak. Rozgrywająca Lotosu była prawdziwym liderem swojej drużyny. Zbierała, podawała, a przede wszystkim wważnych momentach zdobywała punkty. Gdy brakowało już możliwości na rozbicie strefy Wisły, Pawlak świetnymi rajdami zdobywała punkty spod kosza. Wkońcówce zmęczenie i stres dały jednak znać o sobie. Rozgrywająca Wisły Jelena Skerović, która już po pierwszej połowie została kompletnie zniechęcona przez Pawlak do gry, tym razem trafiła za trzy punkty i przewaga zaczęła topnieć. Gdy dwie kolejne trójki dorzuciła Amerykanka Anna De Forge, a Nykesha Sales z Lotosu spudłowała dwa wolne, zrobiło się gorąco. Lotos prowadził już tylko trzema punktami! Wiślaczki także nie ustrzegły się jednak błędu, gubiąc piłkę przy silnym pressingu Lotosu. Za nietrafione rzuty wolne zrehabilitowała się Sales i gdynianki miały już pięć punktów przewagi, ale do końca pozostawało jeszcze 20 sekund. Po szybkiej akcji za trzy próbowała rzucać oczywiście De Forge, ale została świetnie zablokowana przez Tatianę Troinę.

- Gdybyśmy grali przez cały mecz tak, jak przez ostatnie pięć minut, to może wynik byłby inny - kręci głową trener Wisły Elmedin Omanić. - Lotos zagrał jednak bardzo dobrze, był od nas zdecydowanie skuteczniejszy, zwłaszcza w pierwszej połowie - dodaje Omanić.

Gdynianki odebrały Wiśle pierwsze trofeum, ale tuż po meczu kibice nie pozostawili złudzeń na temat swoich oczekiwań. „Puchar już mamy, teraz na mistrza czekamy“ - śpiewali fani Lotosu, który wykorzystał swoje wszystkie atuty. Znakomicie spisała się Sales, zastępująca Betty Lennox. Amerykanka w decydującym momencie wzięła na siebie ciężar gry i nie zawiodła. -To świetna zawodniczka. Oprócz zdobytych punktów dorzuciła również sporo rewelacyjnych asyst -podkreśla selekcjoner reprezentacji Polski Krzysztof Koziorowicz, który przed meczem został oficjalnie pożegnany przez Lotos. Dostał pamiątkową paterę, ale również owację na stojąco od kibiców, co zpewnością sprawiło mu dużo większą radość. Lotos wprost zmiażdżył Wisłę pod koszem. Ruth Riley, Ewelina Kobryn i Magdalena Leciejewska zagrały rewelacyjny mecz. Daliborka Vilipić tak często musiała przepychać się z Kobryn, że potem pudłowała wnajprostszych sytuacjach. Reprezentantka Polski przeszła zresztą cudowną metamorfozę. Po raz kolejny potwierdziła, że powinna grać głównie wmeczach o stawkę, bo potrafi się na nie świetnie zmobilizować. Wczoraj Kobryn latała niczym samolot nad bezradnymi rywalkami, zbierając im piłkę sprzed nosa izdobywając punkty. Momentami wyglądała tak, jakby miała w butach jakieś magiczne sprężyny. - To pewnie dlatego, że nie jadłam obiadu, ale lekkie śniadanko - śmieje się Kobryn.

Lotos wygrał również dlatego, że zimnej krwi nie stracił trener Roman Skrzecz. Choć jego twarz momentami przybierała wszystkie odcienie czerwieni, a nawet purpury, potrafił odpowiednio zmotywować zespół. Wcześniej tak mocno tupał ze złości wparkiet, że tylko kwestią czasu wydawało się, kiedy zrobi w nim dziurę. Ale gdy ważyły się losy meczu, ze spokojnym uśmiechem tłumaczył podczas przerwy, że wystarczy obronić dwie akcje i będzie po wszystkim. Lotos obronił jedną, ale to wystarczyło. - Grałyśmy agresywnie i skutecznie wobronie, więc przed play off można być optymistą -mówi Pawlak. Gdynianki całkowicie wyłączyły zgry Chamique Holdclaw, która dała im się we znaki w ostatnim meczu ligowym. Amerykanka nie trafiła żadnego z dziewięciu rzutów z gry, punktując tylko zwolnych!

- Z taką skutecznością nie da się wygrać z Lotosem, nie da się wygrać zkimkolwiek - przyznała ze spuszczoną głową MVP finału De Forge, która może mieć pretensje do wszystkich, ale nie do siebie. Najlepszą polską zawodniczką decydującego meczu została Pawlak.