logo

Komunikaty

Dwie największe polskie firmy paliwowe nie mają złóż za granicą. Do tej pory każda z nich analizowała oddzielnie różne projekty, może gdy zjednoczą siły, zdołają odnieść sukces, na przykład na Bałtyku

Publiczną tajemnicą jest informacja, że to nie firma Ryszarda Krauzego, ale właśnie Orlen lub Lotos mogły zdobyć te koncesje w Kazachstanie. Każda z tych kontrolowanych przez państwo firm miała ofertę od kazachskiego biznesmena, ale żadna jej nie przyjęła. Orlen uznał, że lepiej porozumieć się z narodowym koncernem paliwowym KazMunaiGaz co do współpracy przy wydobyciu.

Jednak choć przez kilka miesięcy szefowie obu firm negocjowali treść i warunki porozumienia, to ostatecznie Kazachowie się z niego wycofali i to w najmniej oczekiwanym przez Orlen momencie, bo przy okazji wizyty polskiego prezydenta w Astanie wiosną tego roku. Z nieoficjalnych informacji wynika, że szefom KazMunaiGazu trudno było podjąć decyzję o współpracy z Orlenem po tym, jaki przegrali z polską firmą właśnie rywalizację o przejęcie litewskiej rafinerii w Możejkach. Ale na pewno nie był to jedyny powód.

Grupa Lotos, której potencjał jest znacznie mniejszy od Orlenu, w ostatnich latach postawiła przede wszystkim na produkcję ropy ze złóż na Bałtyku. Tym bardziej, że jest właścicielem spółki Petrobaltic, specjalizującej się w eksploatacji złóż na tym morzu.

Własne złoża to konieczność

- Dla każdej firmy paliwowej zaangażowanie w wydobycie złóż jest istotne, bo służy umocnieniu jej pozycji rynkowej i podniesieniu wartości - przyznaje prezes grupy Lotos Paweł Olechnowicz.

Tak samo od dawna oceniają sytuację szefowie PKN Orlen. Ale do tej pory nie odnieśli sukcesu i musieli zweryfikować poprzednią strategię, w której zapisano nawet konkretne kwoty na inwestycje i efekty, czyli wielkość produkcji ropy z własnych złóż. Teraz wiadomo, że PKN nie będzie kupował pól naftowych za wszelką cenę. Jeśli pojawią się szanse na ciekawe projekty, koncern z nich skorzysta, ale na razie nie wiadomo, jakimi krajami poza Europą jest zainteresowany. Lotos, będący drugim po PKN Orlen producentem paliwa w kraju, jest formalnie też potentatem w krajowym wydobyciu ropy jako właściciel spółki Petrobaltic, specjalizującej się w eksploatacji złóż na Bałtyku. Ale dostawy dla gdańskiej rafinerii, ok. 350 mln ton, to w porównaniu z jego potrzebami ilość niewiele znacząca. (Zakład przerabia teraz 6 mln t ropy rocznie, za trzy, cztery lata będzie to 10 mln ton). Lotos - jak zapewnia jego szef - stawia na wydobycie, ale „mierząc siły na zamiary“. Grupa ma do wykonania kosztowny - za ponad 5 mld zł - program inwestycyjny, zamierza wybudować nowe instalacje, by móc zwiększyć przerób ropy. Lotos chce w 2012 roku mieć milion ton surowca z własnych zasobów naftowych, bo - według Pawła Olechnowicza - to jest realny plan. Nie chodzi tylko od przygotowanie do eksploatacji nowych złóż tam, gdzie już działa Petrobaltic, ale też poza granicami Polski. Dopiero w przyszłym roku okaże się jednak, czy spółka zdobędzie koncesje.

Czy zjednoczą siły?

Obie największe polskie firmy naftowe zainteresowane są złożami na Bałtyku. Nie wiadomo jednak, czy zdołają zjednoczyć siły, by zdobyć koncesje. - Jeśli się okaże, że występując wspólnie, szybciej osiągniemy efekty, to rzeczywiście współpraca jest możliwa, tym bardziej że mamy doświadczoną spółkę, czyli Petrobaltic - przyznaje Paweł Olechnowicz.

Ale nawet jeśli tak się stanie, to pierwsze efekty tej współpracy będą znane dopiero za kilka lat. Najpierw władze Litwy i Łotwy muszą zakończyć spór o przebieg granicy na morzu. Nie wiadomo, ile ropy jest na szelfie w tym rejonie, dlatego nawet jeśli polskie firmy wspólnie zdobędą tam koncesję, to będzie dotyczyła poszukiwań i wydobycia. Zatem i tak muszą wyłożyć pieniądze najpierw na dokładne badania i próbne odwierty. - Informacje o zasobach są niepełne, a przygotowanie i wykonanie odwiertów potrwa przynajmniej dwa, trzy lata - dodaje Paweł Olechnowicz. Prezes Lotosu mówi też o zainteresowaniu złożami na Morzu Północnym. - Z punktu widzenia naszej firmy inwestycje w rejonie skandynawskim byłyby najbardziej rozsądne - mówi. Na razie jednak Lotos analizuje sytuację i szuka ewentualnego partnera, który już tam działa. Pierwsze efekty - czyli umowa z takim partnerem - możliwe dopiero pod koniec przyszłego roku.