
Z Pawłem Olechnowiczem, prezesem Grupy Lotos, rozmawia Bartłomiej Mayer.
Panie Prezesie, kiedy Grupa Lotos podpisze w reszcie umowy dotyczące kredytowania Programu 10+, który ma zwiększyć do 2012 roku moce przerobowe rafinerii do 10,5 mln ton ropy rocznie (teraz 6 mln ton)?
- Pod koniec maja.
Czy konsorcjum instytucji kredytujących jest już w pełni skompletowane?
- To nie będzie konsorcjum, natomiast grupa kredytodawców jest już zdefiniowana.
Jak liczna jest to grupa?
- To kilkanaście instytucji, które podpisały tzw. deklarację zaangażowania się. Zakładamy, że z prawie wszystkimi z tej grupy podpiszemy umowy kredytowe. Przy czym kwoty kredytów zaciąganych w poszczególnych bankach będą zbliżone.
Kilkanaście banków to nawet jak na kredyt w wysokości 1,75 mld USD sporo. Pan się spodziewał, że będzie ich aż tyle?
- Tak, już od jesieni byliśmy przekonani, że to będzie dostateczna liczba banków.
Czy wśród nich są też i polskie?
- W większości są to banki zagraniczne, ale są i polskie. Chodzi o te banki, które udzielały nam już kredytu w 2007 r.
Jaki będzie w efekcie podpisania tych umów poziom zadłużenia grupy?
- Założyliśmy, że to nie będzie więcej niż 40 proc. kapitału spółki. Jest to poziom akceptowany przez rynek.
Jakie czynniki w największym stopniu wpłynęły na wyniki w I kwartale?
- Sytuacja na rynku w stosunku do I kwartału 2007 r. była korzystna. Zarówno dyferencjał Ural-Brent (różnica w cenie gatunków ropy – red.), jak i marża rafineryjna były na rozsądnym poziomie. Niekorzystny był kurs dolara. Stąd spory nacisk na realizowanie transakcji zabezpieczających i ich istotny wpływ na wynik.
Jak przeszacowanie zapasów i operacje finansowe wpłynęły na wyniki w I kwartale?
- Zarówno jedno, jak i drugie będzie miało istotny wpływ nanasz wynik.
Cena ropy bije rekordy. Jakie są Pana prognozy na najbliższe miesiące?
- Myślę, że latem cena ropy powinna się ustabilizować na poziomie 100–110 USD za baryłkę (teraz około 115 USD – red). Natomiast kurs dolara powinien być taki, że nie należy spodziewać się innych niż teraz cen paliw na stacjach. Cena benzyny nie powinna więc przekroczyć 5 zł za litr.
Czy cena ropy w tym roku wzrośnie do 150 USD za baryłkę?
- Nie spodziewałbym się tego. Taki poziom oznaczałby wejście w recesję. Ale nie chcę dywagować na ten temat.
W strategii, którą Grupa Lotos opublikowała dwa lata temu, było takie założenie, że od 2012 r. najwyżej 60 proc. (teraz około 90 proc.) ropy przerabianej przez gdańską rafinerię będzie pochodziło z jednego kierunku geograficznego. Łatwo się domyślić, że chodzi o Wschód. Czy w modyfikowanej właśnie strategii to założenie się zmieni?
- Nie zmieniamy naszej strategii dostaw 6 mln ton ropy rurociągiem „Przyjaźń”. Jednocześnie jednak mamy zwiększyć przerób ropy o 4,5 mln ton. Na te 4,5 mln ton poszukamy dostaw z innego kierunku, najlepiej oczywiście z dostaw własnych. W uaktualnionej strategii chcemy doprecyzować pewne zapisy. Chcemy dokładniej określić, jak będą realizowane dostawy owych pozostałych 40 proc. i jakie kierunki będą dla nas strategiczne.
Czy te 60 proc. dotyczy tylko ropy rosyjskiej transportowanej przez rurociąg „Przyjaźń”?
- To dotyczy dostaw lądowym rurociągiem z terytorium Rosji lub innego miejsca, np. z basenu Morza Kaspijskiego, jeśli wydłużony byłby rurociąg Odessa-Brody. W każdym razie jesteśmy za tym, żeby ten odcinek powstał, choć my nie będziemy uczestniczyć w budowie.
W dotychczasowej strategii Grupy Lotos widniał zapis o 1 mln ton ropy, jaki miałby być wydobywany w 2012 r. z własnych źródeł. Czy to założenie się zmieni?
- Na pewno będzie jakieś odniesienie do tej wielkości, choć zostanie to zapisane inaczej niż dotychczas.
Czy 1 mln ton przestanie być zatem aktualny?
- Powinien przestać być aktualny. Szukamy formuły, która mogłaby skutecznie, w długim okresie, definiować poziom dostaw z własnych źródeł.
Czy to może być np. procent mocy przerobowych grupy?
- Być może to będzie prawidłowy wskaźnik. I on się powinien zwiększyć wobec tego, co dotychczas wynikało ze strategii.
W 2007 r. należący w 69 proc. do Grupy Lotos Petrobaltic miał najniższe wydobycie od lat – około 200 tys. ton ropy. Jakie będzie w tym roku?
- Faktycznie, wydobycie było niższe niż wcześniej, a to dlatego, że uruchamialiśmy produkcję na złożu B8. Przystaliśmy na to, żeby przez jakiś czas wydobywać mniej, po to, żeby potem stopniowo wchodzić na coraz wyższe poziomy wydobycia. W tym roku na pewno będzie więc wyższy poziom niż rok temu. Dość istotnie wyższy.
Czy taki jak np. w 2006 r.? Wtedy wydobycie sięgnęło nieco ponad 250 tys. ton.
- Myślę, że nie będzie to niższy poziom, niż osiągnęliśmy wtedy.
Czy wzrost wydobycia Petrobaltiku ma być stałą tendencją?
- Bardzo bym chciał powiedzieć, że tak, ale to zależy jeszcze od kilku czynników. Żeby się co do tego upewnić potrzebujemy jeszcze około dwóch kwartałów. Żeby rozpoznać i przygotować złoże do wydobycia potrzebny jest pewien czas. To może trwać dwa lub trzy lata. Ale potem zaczynamy wydobywać z nowego złoża i od razu wchodzimy na poziom o 200 albo 300 tys. ton wyższy. Zaczęliśmy realizować bardzo poważny, precyzyjnie przygotowany program inwestycyjny, dotyczący złoża na Bałtyku. W tym roku Petrobaltic wyda rekordową kwotę 390 mln zł, czyli więcej niż kiedykolwiek w swojej historii.
Kiedy się Pan spodziewa tego skokowego wzrostu wydobycia?
- Chciałbym, żeby to był 2012 r., w którym wydobyć powinniśmy wspomniany1 mln ton.
Są szanse, żeby ten skok nastąpił wcześniej?
- Tu nie ma cudów, bo nawet nie pieniądze są najważniejsze. To jest kwestia czasu realizacji projektów, odwiertów, przygotowań wież wiertniczych itd. Na takie technologiczne i operacyjne prace potrzeba dwóch, trzech lat.
W ubiegłym roku Grupa Lotos kupiła udziały w norweskich polach naftowych. Kiedy się Pan spodziewa pierwszych dostaw z norweskiego szelfu.
- Szybko, to znaczy za trzy, cztery lata. Cieszyłbym się, gdyby to było za dwa lata.
W optymistycznym wariancie w 2010 r.?
- Tak, to byłby dobry wariant.
Orlen informował niedawno, że zdobył – razem z partnerem z Kuwejtu – koncesje poszukiwawczo-wydobywcze na łotewskim szelfie. Czyżby wyprzedził Lotos?
- Nic o tym nie wiem i nie chcę tego komentować. Lotos stara się o koncesje w łotewskim szelfie już od jakiegoś czasu, ale nie konkurujemy z Orlenem, bo nam chodzi o inny teren niż ten, o który stara się Orlen. O ile mi wiadomo, na Łotwie powstają dopiero reguły przyznawania koncesji i rząd jeszcze nie zdecydował o szczegółach.
Czy to oznacza, że na razie żadnej koncesji tam nie przyznano?
- Nic mi nie wiadomo o tym, żeby przyznano.
Możliwe jest jeszcze stworzenie wspólnego konsorcjum Lotosu i Orlenu, które ubiegałoby się o koncesje w tamtym regionie?
- Wszystko, co jest rozsądne biznesowo, jest możliwe.
Jaki wspólny biznes byłby z Państwa punktu widzenia najbardziej perspektywiczny?
- Jesteśmy w okresie, kiedy rosnące ceny ropy spowodowały, że rosyjskie firmy bardzo wyraźnie zaczęły – poprzez podporządkowanie i uzależnienie od posiadanego surowca – realizować politykę wpływów Rosji na region. Trzeba umieć w tej sytuacji w rozsądny sposób zabezpieczyć swoje interesy.
Czyżby zatem wspólne zakupy?
- Polska jest w niełatwej sytuacji. Na południu kontynentu mają miejsce wydarzenia, które zapewne doprowadzą do aliansu OMV z MOL- em. Na północy będzie rurociąg gazowy pod dnem Bałtyku. Unia Europejska powoli zaczyna przestawać się przed tym bronić. Co mamy zrobić? Trzeba szukać wspólnych rozwiązań dla całego polskiego sektora naftowego.
Znowu pomysł połączenia?
- Ja nie widzę problemów w połączeniu, ale szukam wartości dodanej, która by z takiej fuzji wynikała. Dziś proste połączenie Orlenu i Lotosu, które było bardzo wiele razy analizowane, może nie dać tej wartości dodanej. I jednemu, i drugiemu koncernowi potrzebne jest wydobycie. Lotos ma wprawdzie kompetencje, ale nie mamy wystarczającego potencjału finansowego, żeby iść w tym kierunku. Trzeba więc poszukać partnera, jakiegoś aliansu. Dopiero to stworzy nam możliwość bezpiecznego rozwoju i pozwoli nabrać stosownego dystansu wobec agresywnej polityki firm wschodnich. Nie możemy doprowadzić do tego, żebyśmy się znaleźli w takiej sytuacji, w jakiej są dziś Możejki (po wstrzymaniu dostaw rurociągiem dostają ropę tylko z morza – red.). Musimy stworzyć możliwość pozyskiwania surowca w inny sposób. Nie po to, żeby pokazać, że jesteśmy silniejsi (bo przecież nie jesteśmy), ale żeby realizować politykę rozsądnej dywersyfikacji dostaw. Żeby sprostać temu zadaniu trzeba wejść w sojusz z Unią Europejską. To jest koncepcja regionu bałtyckiego, koncepcja północnoeuropejska.
Orlen też miałby uczestniczyć w takim przedsięwzięciu?
- Tego nie wiem. To jest kwestia jego decyzji i wyboru filozofii rozwoju oraz spojrzenia naszego wspólnego właściciela – MSP.
Na czym konkretnie miałoby polegać porozumienie północnoeuropejskie?
- Na przykład na rozsądnym powiązaniu kapitałowym, bo innych możliwości nie widzę. Miałoby polegać na zawiązaniu spółek celowych do realizacji konkretnych wspólnych przedsięwzięć lub wręcz łączeniu swoich aktywów. To są koncepcje, które muszą być rozpatrywane na poziomie dużych firm wukładzie międzynarodowym, ale ina poziomie rządowym.
Czy stroną takiego aliansu powinny tu być i Lotos, i Orlen?
- Rozsądek mówi, że tak. Ale wobec tego, co się dzieje na południu Europy, i wobec zachowań koncernów rosyjskich, to jest za mało. Trzeba możliwie szybko poszukać partnera z międzynarodowym doświadczeniem, z segmentem wydobywczym. Wskazani byliby też jacyś inni sojusznicy, na przykład fundusze inwestujące w naszej branży. Musimy przygotować pewien strategiczny program, który jasno wskazywałby cele i czas ich osiągnięcia. Żeby zmaterializować jakiś konkretny program takiej wielkości, potrzebne byłyby trzy lata, może nawet pięć.
Co miałby dać taki alians?
- Bezpieczny rozwój polskiego sektora naftowego. Strategiczny, przyjazny nam alians stwarzałby szanse takiego właśnie rozwoju. Rozwoju, nad którym państwo miałoby kontrolę. Na takiej zasadzie już powstają w Europie różnego rodzaju rozwiązania. Wydaje mi się, że pojawia się dobry klimat do tego, żeby coś takiego zainicjować.
To polska strona powinna zainicjować stworzenie tego sojuszu?
- Tak, polskie koncerny powinny stworzyć swój model współdziałania i ewentualnie aliansu oraz zaprosić partnera europejskiego do realizacji takiej, szerszej, polityki.
Kiedy miałyby to zrobić?
- Takie decyzje powinny zapaść na pewno jeszcze w tym roku. Później może minąć ten najwłaściwszy moment.
Kto miałby być tym partnerem?
- To powinien być strategiczny partner w Unii Europejskiej.
Ma Pan już kogoś na myśli?
- Oczywiście, że tak, ale takie pomysły będą mogły być ujawnione, gdy staną się rzeczywistością, i to też w stosownym czasie.
A koncepcja środkowoeuropejskiego koncernu już się przeżyła?
- Ona już nie wchodzi w rachubę. Orlen z Możejkami jest dziś w zupełnie innym miejscu niż był kiedyś. A OMV i MOL prawdopodobnie wcześniej czy później i tak się połączą. Pytanie tylko w jaki sposób.
Dziękuję za rozmowę.