logo

Jeśli ktoś liczył na to, że Grupa Lotos, wicelider polskiego rynku paliwowego, pokusi się o prognozę wyników na 2008 r., srodze się zawiódł. - Ryzyko jest zbyt duże, by odpowiedzialnie publikować prognozę - ucina prezes Paweł Olechnowicz.

Komunikaty

Szefom niemal wszystkich firm sen z powiek spędza kryzys finansowy, który cieniem kładzie się na Polskę. W tej materii wypowiedzi menedżerów Lotosu są uspokajające. - Nie sądzę, żebyśmy zanotowali bardzo istotny spadek zapotrzebowania na produkty z ropy naftowej - ocenia prezes. Paweł Olechnowicz zakłada, że po I kw. 2009 r. będzie można odpowiedzieć na pytanie, czy i jak kryzys odbił się na grupie. Szef rafinerii zakłada też, że nie będzie problemu z realizacją Programu 10+ (modernizacja zakładu za ponad 5 mld zł). - Zrealizowaliśmy go w 46 proc. Nie ma podstaw do myślenia o ograniczeniu wykonania programu - zaklina się prezes Olechnowicz. Ma też dla inwestorów dobre informacje. Po pierwsze, część detaliczna Lotosu, licząca 351 stacji - po kilku latach strat - zaczęła przynosić zyski na poziomie operacyjnym. Po drugie, firma nie ustaje w poszukiwaniach nowych złóż. W październiku Lotos złożył ofertę na pięć obszarów wydobywczych w Norwegii (rozstrzygnięcia mają nastąpić w marcu-kwietniu 2009 r.). Rada nadzorcza wyraziła już zgodę na kolejnych pięć obszarów. O jeden z nich Lotos ma walczyć wspólnie z PGNiG. Inwestorzy chyba jednak obawiają się o pomorską spółkę. Jej kurs wczoraj spadał. Na zamknięciu za akcję płacono 18,8 zł, po spadku o 4,5 proc.