logo

Komunikaty
AGNIESZKA ŁAKOMA, MICHAŁ MAJEWSKI, PAWEŁ RESZKA Od kilku dni pojawiają się uporczywe pogłoski, że nie dojdzie do sprzedania Rafinerii Gdańskiej Łukoilowi. Sprawa dotyczy inwestycji o wartości 1 miliarda dolarów w strategiczną dla państwa branżę. Zamiast poważnej dyskusji o obecności rosyjskich koncernów w Polsce mamy jednak zakulisowe gry w obozie władzy. Kilkanaście osób obserwujących polski rynek energetyczny przekonywało nas, że choć nie ma formalnej decyzji, szanse konsorcjum Rotch - Łukoil na przejęcie 75 procent akcji Rafinerii Gdańskiej są znikome. Przedwczoraj potwierdził to w rozmowie z "Rz" wysokiej rangi przedstawiciel Ministerstwa Skarbu. Tymczasem szef resortu Wiesław Kaczmarek podkreśla, że oferta Łukoilu jest w pełni satysfakcjonująca od strony ekonomicznej i jeżeli tylko takie elementy miałyby rozstrzygnąć o tej transakcji, to na pewno doszłaby do skutku. - Ale nie jest wykluczone, że pojawią się znaki zapytania, które mogą doprowadzić do negatywnego rozstrzygnięcia. Chociaż mam nadzieję, że w tym przypadku to nie nastąpi - mówi. Zgoda na wpuszczenie do gdańskiej spółki największej rosyjskiej firmy paliwowej oznaczać będzie realizację zapowiedzi lewicy, że Polska otwiera się na inwestycje ze Wschodu. Minister skarbu Wiesław Kaczmarek jest zwolennikiem umowy z Łukoilem, ale decyzję będzie podejmował premier Leszk Miller. Na zdjęciu obaj przecinają wstęgę w płockim Orlenie w maju tego roku FOT. MICHAŁ SADOWSKI Zakaz dla konsorcjum Rotch i Łukoilu to z kolei dobra wiadomość dla największej polskiej firmy paliwowej - PKN Orlen, której kolejne władze mówią o połączeniu z gdańską firmą. To także wzmocnienie roli jednego z udziałowców Orlenu - Kulczyk Holdingu (i firm z nim związanych). Jan Kulczyk zaangażował się w tworzenie regionalnego koncernu naftowego przez alians Orlenu z austriackim OMV lub węgierskim MOL. To konkurencja Łukoil oficjalnie zachowuje spokój, podkreślając, że niezmiennie zależy mu na wejściu do polskiej rafinerii. W rozmowach nieoficjalnych przedstawiciele koncernu twierdzą, że obecna sytuacja jest wynikiem lobbingu ich konkurentów. - Według nas jest to gra szefa Orlenu Zbigniewa Wróbla i Jana Kulczyka, który jest udziałowcem tej firmy - twierdzi w rozmowie z "Rz" przedstawiciel rosyjskiego koncernu. Podkreśla, że obie te osoby są kojarzone z obozem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Profesor Witold Orłowski, doradca ekonomiczny prezydenta, przyznał, że Aleksander Kwaśniewski interesuje się sprawą prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej. - Decyzja należy jednak do premiera. Jest oczywiste, że decydują dwa czynniki: ekonomiczny, tu rosyjska oferta wydaje się dobra, i czynnik bezpieczeństwa. Jest on ważny nie dlatego, że mamy do czynienia z dużą firmą rosyjską, ale dlatego, że chodzi o strategiczną gałąź przemysłu. Zbigniew Wróbel od dawna promuje pomysł łączenia Orlenu i Rafinerii Gdańskiej. Pomogłoby mu to w znacznie większej fuzji, którą byłoby utworzenie regionalnego koncernu naftowego przez alians polskich firm paliwowych z austriackim OMV i węgierskim MOL. Gdyby do takich negocjacji Orlen przystąpił będąc właścicielem Rafinerii Gdańskiej, jego pozycja byłaby znacznie silniejsza. Pojawiają się też pogłoski, że w drugiej linii za tym układem stoi inny rosyjski potentat naftowy - Yukos. O zwiększeniu aktywności Yukosu może świadczyć czerwcowa wizyta szefa tej korporacji Michaiła Chodorkowskiego w Polsce i jego rozmowa z premierem Millerem. Po tym spotkaniu pojawił się dwuzdaniowy, lakoniczny komunikat. PAP podałał że "tematem rozmowy były niektóre kwestie polsko-rosyjskiej współpracy gospodarczej". Ostatnio koncern zaczął wydawać w Polsce periodyk "Yukos Przegląd". Numer pierwszy z datą lipiec-sierpień 2002 znaleźli w swoich skrzynkach niektórzy posłowie. W kolorowym, wydanym na świetnym papierze, piśmie można znaleźć m.in. wywiad ze słowackim ministrem gospodarki, który w superlatywach mówi o sprzedaży w grudniu 2001 r. Yukosowi 49 proc. w Transpetrolu, państwowym przedsiębiorstwie rurociągowym. Jest też rozmowa z prezesem węgierskiego koncernu MOL na temat wspólnego wydobycia ropy w zachodniej Syberii. Wywiad nosi tytuł: "Węgrzy wracają po ropę naftową do swojej pradawnej ojczyzny". Interesy Jana Kulczyka Kilka miesięcy temu Jan Kulczyk przyznał w jednym z wywiadów, że chciałby doprowadzić do powołania regionalnego koncernu naftowego w Europie Środkowej z udziałem PKN Orlen. Oficjalnie zainteresowanie firm Kulczyka Orlenem pierwszy raz ujawniło się podczas lutowego WZA tej spółki. Dwaj jego reprezentanci zostali wówczas członkami rady nadzorczej, lecz wniosek o powołanie Kulczyka na przewodniczącego rady w ostatniej chwili został wycofany. Przeciwko tej kandydaturze wypowiadał się minister skarbu Wiesław Kaczmarek. Na niedawnym WZA Orlenu firmy związane z Kulczyk Holdingiem miały już ok. 6 proc. akcji. - Może Orlen powinien być inicjatorem procesu integracji w regionie, a nie tylko biernym uczestnikiem - mówi prezes Kulczyk Holdingu Jan Waga. Jego zdaniem konieczna jest współpraca i współdziałanie wszystkich inwestorów Orlenu dla umacniania wartości tej spółki. Jedną z form zwiększenia wartości Orlenu byłby jego alians z Rafinerią Gdańską. Kulczyk zapowiadał, że chce zgromadzić przynajmniej 10 proc. akcji Orlenu. Nieoficjalnie mówi się, że ten próg już został przekroczony. Spekuluje się, że za ostatnim dużym kupnem akcji Orlenu na warszawskiej giełdzie mogł stać właśnie Kulczyk. Na początku lipca między Rotch Energy a Łukoilem trwały końcowe negocjacje w sprawie utworzenia konsorcjum (dla kupna Rafinerii Gdańskiej). Gdy okazało się, że w trakcie rozmów pojawiły się spory, prezes Kulczyk Holdingu i wiceprzewodniczący rady nadzorczej Orlenu Jan Waga listownie zaproponowali szefowi Rotch Energy nawiązanie współpracy. Potem na wspólnym obiedzie zorganizowanym przez Kulczyka w Warszawie spotkali się prezes Orlenu i szef Rotcha Keyvan Rahimian. Teraz już oficjalnie wiadomo, że do współpracy doszło. Zbigniew Wróbel, prezes Orlenu, przyznał, że prowadzi negocjacje z Rotchem w sprawie wspólnego przejęcia rafinerii. Jeden z informatorów mówi, że Rotch zagra z każdym, byle tylko odzyskać pieniądze (ok. 7 milionów dolarów) zainwestowane w przygotowania do prywatyzacji gdańskiej firmy. Skąd ten Rotch Firma Rotch Energy pojawiła się przy prywatyzacji rafinerii jeszcze w czasach rządów poprzedniej koalicji. Wiadomo, że nie ma potrzebnych kapitałów ani doświadczenia w branży naftowej, by samodzielnie dokonać transakcji. Rotch Energy LTD powstała w 2000 r. Jej jedynym doświadczeniem w branży paliwowej jest zarządzanie 180 stacjami benzynowymi w Wielkiej Brytanii. Spółka startowała w przetargu na Unipetrol w Słowacji, ale jej oferta z powodów finansowych została odrzucona. Rotch Energy jest częścią - założonej w 1981 r. przez emigrantów z Iraku braci Tchenguiz - Grupy Rotch. Największą częścią grupy jest Rotch Property Group - największa prywatna spółka zarządzająca nieruchomościami w Wielkiej Brytanii. Jest zarejestrowana w Londynie, jej głównym udziałowcem jest panamska spółka Vin-Rotch Properties. Zdolność finansowa Grupy szacowana jest na 246 mln funtów, a inwestycje w rafinerię na 1 mld dolarów (ok. 688 mln funtów). Dlatego Rotch potrzebuje silnego partnera, by wejść w Rafinerię. Jest nim na pewno Łukoil, największy koncern naftowy w Rosji. Wydobywa przeszło 20 procent rosyjskiej ropy i jest szóstą firmą na świecie pod względem dobowego wydobycia. Ma największe zasoby ropy i możliwości przeróbki oraz eksportu w Federacji Rosyjskiej. Koncern posiada rafinerie, zakłady petrochemiczne i przedsiębiorstwa zbytu w krajach WNP, republikach bałtyckich, na Bałkanach oraz stacje benzynowe w kraju i za granicą - m.in. w USA i Kanadzie. Konkurencja dla Orlenu Dlaczego prezesowi Orlenu zależy na tym, żeby Łukoil nie wszedł do Polski? Wejście Rosjan oznaczałoby ostrą, trudną konkurencję dla płockiej firmy. Przeciwnicy inwestycji Łukoilu mówią, że bezsensowne jest zarzynanie takiej kury jak Orlen, który jest jednym z największych płatników podatków w kraju (11 mld zł w 2001 roku). Oponenci dodają, że jeśli dojdzie do otwartej walki o rynek między Gdańskiem i Płockiem, to niekorzystnie odbije się to na wartości Orlenu, a w konsekwencji na przychodach z jego dalszej prywatyzacji. Natomiast Maciej Gierej, prezes Nafty Polskiej prowadzącej prywatyzację firm sektora, mówi, że "Rafineria Gdańska potrzebuje inwestora jak powietrza". Naprzeciw takim oczekiwaniom wychodzą Rosjanie z Łukoilu, zapowiadając wpompowanie w firmę 500 - 700 mln dolarów w najbliższych pięciu latach. Analitycy podkreślają, że Łukoilowi bardzo zależy na tej inwestycji. Jest dla niego ważne, żeby zapewnić sobie obecność w kraju, który zapewne niedługo znajdzie się w Unii Europejskiej. Gorsza alternatywa Zwolennicy wejścia Łukoilu do Polski podkreślają, że fuzja Orlenu z Rafinerią Gdańską jest dużo gorszym pomysłem. - Załóżmy, że sprzedamy Gdańsk Orlenowi, i co dalej - mówi prezes Gierej. - Skoro szef Orlenu uważa cenę zaproponowaną przez inwestorów za polityczną, to można mieć wątpliwości co do tego, czy jego spółka będzie w stanie zainwestować kilkaset milionów dolarów w rozbudowę produkcji i sieci stacji w gdańskiej firmie. Powszechnie wiadomo, że PKN Orlen musi najpierw zainwestować sam w część petrochemiczną. Na program związany ze swoimi stacjami potrzebuje w tym roku 400 mln zł, a w sumie - 1,7 mld zł. O aliansie Rafinerii Gdańskiej z PKN Orlen minister skarbu mówi jako o "gorszej alternatywie". Według niego inwestycja Orlenu w gdańską spółkę raczej ma służyć wyeliminowaniu potencjalnego konkurenta w kraju po to, by osiągnąć zdecydowanie dominującą pozycję. - A przecież PKN Orlen i tak ma dominującą i silną pozycję na krajowym rynku - mówi Kaczmarek. Z kolei w PKN Orlen wyliczono, że fuzja z Gdańskiem przyniesie ponad 100 mln dolarów oszczędności. I to dzięki wspólnym zakupom ropy, restrukturyzacji, zaopatrzeniu. Szef PKN zapewnia, że wzrośnie przerób ropy w Gdańsku i produkcja paliw. Rafineria zyskałaby dostęp do sieci logistycznej Orlenu, czyli rurociągów produktowych, baz magazynowych, zaoszczędziłaby też na kosztach składowania paliwa. Miałaby pewność, że z rynku nie zniknie marka olejów silnikowych Lotos. Przedstawiciele Orlenu argumentują, że także skarb państwa zyska na połączeniu, gdyż wzrośnie wartość pakietu akcji, jaki ma w Orlenie. Jednocześnie obie firmy utworzą silny narodowy koncern, będą największą firmą w naszym regionie Europy. Dyskusja obok Premier zażyczył sobie od ministra Kaczmarka szczegółowego raportu o transakcji. Choć opinia samego ministra skarbu jest pozytywna, to nie chce brać na siebie całej odpowiedzialności za wprowadzenie rosyjskiego giganta naftowego do Polski. Przygotował więc raport i mówi: "Poprosiłem o wyrażenie opinii bezpośrednio przez premiera; to chyba oczywiste posunięcie przy projektach, które mają fundamentalne znaczenie z punktu widzenia interesów bezpieczeństwa energetycznego kraju". W tym tygodniu premier otrzyma jeszcze jeden poszerzony raport od ministra skarbu. Potem będzie musiał podjąć decyzję. Poważną, gdyż chodzi o jeden z najważniejszych projektów prywatyzacyjnych ostatnich lat. Proste "nie" nie wystarczy, trzeba będzie to jeszcze uzasadnić, bo po pierwsze oznaczać to będzie stratę kilkuset milionów dolarów, po drugie przeczyć będzie deklarowanej otwartości na Rosję. - My od dłuższego czasu zabiegamy o dobre relacje polityczne z Rosją, ale myślę, że to się odbywa bardziej w warstwie werbalnej. A ja wychodzę z pragmatycznego założenia, że te relacje powinny mieć podbudowę w postaci relacji gospodarczych - mówi Kaczmarek. Tymczasem niezależni analitycy zwracają uwagę, że tajemnicza rozgrywka toczy się w sytuacji, kiedy Polska ciągle nie ma jasnej, czytelnej strategii energetycznej. Nie ma także dyskusji na temat tego, jak zachowywać się wobec dużych rosyjskich firm, które chcą wchodzić na nasz rynek. Warto pamiętać, że w podobnych okolicznościach, bez poważnej dyskusji, podpisywaliśmy z Rosjanami kontrakty gazowe. Uzależniły nas one od surowca ze wschodu i po latach nadają się do renegocjacji. Jednak teraz występujemy wobec Gazpromu nie w roli partnera, ale w roli petenta. Z niezależnych ekspertyz dotyczących rozwoju rynku paliwowego w Polsce wynika, że rosyjskie koncerny paliwowe mogą być ciekawszymi inwestorami niż firmy europejskie. Jednak warunkiem dobrej współpracy z Rosjanami jest to, by relacje z nimi budować na parterskich zasadach. - WARUNKI TRANSAKCJI Konsorcjum Rotch i Łukoil zaproponowało w programie inwestycyjnym budowę nowego rurociągu do magazynó w Nowej Wsi Wielkiej - za ok. 150 mln dolarów. Chce zwiększyć przerób ropy z obecnych ok. 4 do 6 mln ton rocznie oraz unowocześnić instalacje tak, by firma mogła produkować paliwo dostosowane do mających obowiązywać w 2004 r. nowych wymogów jakościowych Unii Europejskiej. Podstawowym surowcem będzie ropa z głębi Rosji, ale ok. 25 proc. stanowić będzie ropa wydobywana z dna Bałtyku - w tym w szelfie kaliningradzkim. Rafineria Gdańska ma też powiększyć własną sieć sprzedaży detalicznej do ok. 400 stacji. Najprawdopodobniej Nafta Polska postawi w umowie warunek zakazu sprzedaży akcji gdańskiej spółki przez 10 lat, a skarb państwa będzie chciał mieć wpływ na kluczowe decyzje podejmowane przez inwestora. Można spodziewać się też wprowadzenia zastawu na akcjach rafinerii. Gdyby konsorcjum nie wywiązywało się z programu inwestycyjnego, wówczas nie objęłoby akcji gdańskiej spółki. Yukos Powstał w 1993 r. jako otwarta spółka akcyjna. Udokumentowane złoża ropy i gazu ziemnego wynoszą 12,2 mld baryłek. Ma 18-proc. udział w wydobyciu ropy w Rosji. Firma jest właścicielem 4 rafinerii w Rosji oraz zakładu petrochemicznego w Angarsku. W samej Rosji posiada 1200 stacji benzynowych. Firma zatrudnia 100 tys. ludzi w Rosji i za granicą. W ubiegłym roku koncern osiągnął 2,6 mld dolarów dochodu. Łukoil Działa od 1991 r., po połączeniu największych firm wydobywczych w Zachodniej Syberii. Ma 24-proc. udział w wydobyciu ropy w Rosji i 12-proc. w produkcji paliwa. Posiada 1,1 tys. stacji w samej Rosji. Koncern kupił także sieć 1,4 tys. stacji w Stanach Zjednoczonych. Zatrudnia 120 tys. ludzi. Ubiegłoroczny dochód Łukoilu wyniósł 2,8 mld dolarów. Nafciarze ze wschodu Michaił Chodorkowski Vagit Alekperow Michaił Chodorkowski - 3,7 mld dolarów, Vagit Alekperow - 1,3 mld dolarów. Pierwszy jest szefem Yukosa, drugi Łukoilu. Miliardy dolarów, o których mowa wyżej, to ich prywatne majątki. Chodorkowski i Alekperow stoją na czele dwóch najpotężniejszych kompanii naftowych Rosji. Wystarczy napisać, że Łukoil ma największe udokumentowane złoża ropy naftowej na świecie. Potęga i ekspansja obu firm rośnie od 1999 roku, czyli od czasu podwyżki cen ropy naftowej na światowych rynkach. Obiegowa opinia mówi, że Łukoil i Yukos walczą ze sobą na śmierć i życie. - Jest tyle samo argumentów za tym, że ta walka jest pozorna i tak naprawdę koncerny dzielą się wpływami na różnych rynkach - mówi nam analityk, śledzący działalność obu firm. Specjalistów oczywiście szczególnie interesują związki Kremla z oboma koncernami. - To nie jest tak proste, że ekipa prezydenta Putina trzyma z jedną stroną przeciw drugiej. Oczywiście związki są, ale nie można powiedzieć, że jeden lub drugi koncern otwarcie oferują posady albo fundusze dla ludzi z obozu Putina - opowiada nasz informator. Co różni Yukosa od Łukoilu? Pierwsza spółka ma opinię nowocześniej zarządzanej - chętnie zatrudnia zachodnich menedżerów, korzysta z nowoczesnych metod organizacji pracy. To oczywiście nie oznacza, że Łukoil nie zatrudnia takich ludzi. - Można spotkać gdzieś w świecie specjalistów z jednego albo drugiego koncernu. Absolwenci Harvardu, Oxfordu. Eleganccy, świetnie przygotowani Brytyjczycy albo Amerykanie, którzy nawet nie znają rosyjskiego - opowiada analityk. Reprezentanci Łukoilu mają znakomite kontakty w Iraku. Koncern jest uczestnikiem przedsięwzięcia "ropa za żywność". Łukoil uchodzi jednak za firmę zarządzaną bardziej tradycyjnymi metodami, podobnie jak słynny Gazprom. Charakterystyczne mogą być tutaj kariery szefów obu firm. Alekperow piął się po szczeblach kariery w radzieckich zjednoczeniach nafty i gazu. W 1990 r. został wiceministrem przemysłu naftowego i gazowego ZSRR, a już w końcu następnego roku mianowano go szefem koncernu Łukoil. Bardziej błyskotliwa jest kariera Chodorkowskiego. Na przełomie lat 80. i 90. handlował komputerami przywiezionymi z Polski. W burzliwym czasie przemian zajął się robieniem interesów w bankowości. Nie bez pomocy Michaiła Gorbaczowa, który powierzył bankowi Chodorkowskiego obsługę rachunków Funduszu na rzecz Likwidacji Skutków Katastrofy w Czarnobylu. Wtedy też pojawiły się do dziś niewyjaśnione plotki o udziale bankiera w operacjach pieniędzmi KPZR i KGB. Od 1992 roku Chodorkowski zaczął działać w branży paliwowo-energetycznej i nawet przez rok był wiceministrem paliw i energetyki Federacji Rosyjskiej. Pomogło mu to - po odejściu z rządu - sprawować kierownicze funkcje w radzie dyrektorów kompanii Rosprom, a następnie w kompanii naftowej Yukos. Dziś 38-letni magnat jest najbogatszym Rosjaninem. Może sobie na wiele pozwolić. Na okładce wydawanego w Polsce pisma "Yukos Przegląd" można zobaczyć wnętrze jednej z sal Somerset House, jednego z najsłynniejszych londyńskich muzeów. Na ścianach i w gablotach widać wspaniałe eksponaty. Podpis głosi: "Sala Chodorkowskiego jest jedną z najciekawszych w muzeum". KOMENTARZE Najpierw strategia, potem interes Pojawienie się zagranicznego kapitału w polskich firmach paliwowych jest nieuniknione. Wiele wskazuje na to, że prędzej czy później wejdą tu koncerny rosyjskie, którym niezbędne są rafinerie w tej części Europy. Co więcej - w ekspansji na rynki środkowoeuropejskie Rosjanie mają wsparcie USA. Jesteśmy bowiem świadkami radykalnej zmiany w polityce energetycznej Waszyngtonu. Chcąc uniezaleźnić się od państw OPEC nasz sojusznik zza oceanu jest zainteresowany we wzmocnieniu rosyjskich firm energetycznych. Musimy jednak pamiętać, że nie wszystko, co jest korzystne dla Ameryki, musi być korzystne dla Polski. Rosyjskie giganty paliwowe, mimo iż - jak twierdzą eksperci - coraz bardziej się cywilizują, są ciągle bardzo silnym instrumentem prowadzenia polityki przez Kreml. Rosjanie doskonale umieją wygrywać swoją przewagę energetyczną do celów politycznych. Nie znaczy to, że nie należy rozważyć możliwości rosyjskich inwestycji. Wejście Łukoilu czy Yukosu może być dobrym i bezpiecznym interesem, pod warunkiem że będziemy do tego bardzo dobrze przygotowani, a polscy negocjatorzy równie sprawni i twardzi jak wykształceni w najlepszych uczelniach Zachodu i agendach tajnych służb Wschodu rozmówcy rosyjscy. Można mieć wątpliwości, czy ekipa Leszka Millera jest do tego merytorycznie i mentalnie przygotowana. Świadczy o tym choćby nerwowa atmosfera, w jakiej toczą się rozmowy, i brak jasnych komunikatów ze strony polskiego rządu. Przed podjęciem tak strategicznej decyzji, mogącej mieć skutki na wiele lat, najpierw powinna odbyć się publiczna debata na ten temat. Państwo musi mieć jasną, powszechnie znaną i akceptowaną przez obywateli strategię energetyczną. Igor Janke