logo

Komunikaty
Po co rosyjski Łukoil ma wydawać miliard dolarów na Rafinerię Gdańską, skoro nie trzeba wiele więcej, aby przejąć kontrolę nad Orlenem, połączonym wcześniej z Rafinerią Gdańską? W trwającym od kilku lat procesie prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej następuje kolejny, spektakularny zwrot. Dotychczas obowiązująca strategia rządowa zakładała utrzymanie samodzielnej Rafinerii Gdańskiej jako alternatywnego dla PKN Orlen ośrodka naftowego i pozyskanie dla niego branżowego inwestora. Szermowano groźbą monopolu paliwowego, który zawiśnie nad polską gospodarką, gdyby doszło do połączenia Rafinerii Gdańskiej z Orlenem. Ale tak zwany polski rynek paliwowy nie może być postrzegany w granicach od Bugu do Odry. Po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej będzie on rynkiem od Bugu do Atlantyku, a faktycznie od Syberii do Atlantyku. Rząd Buzka zajął jednak stanowisko pryncypialne i Orlen usłyszał: ręce precz od Gdańska. Wyłączność na negocjacje w sprawie nabycia akcji Rafinerii Gdańskiej uzyskało tak zwane Konsorcjum Rotch. Jego liderem została specjalnie w tym celu utworzona spółka z siedzibą w raju podatkowym w Holandii, której udziałowcami były trzy osoby fizyczne. Gwarantem wykonania przez nią zobowiązań finansowych miała być inna spółka z tej samej grupy kapitałowej z siedzibą w Londynie. Jej głównym udziałowcem była inna spółka zarejestrowana w raju podatkowym w Panamie. Wyglądało to dość kuriozalnie, jako że Ministerstwo Finansów przystąpiło wówczas do akcji zwalczania przedsiębiorców lokujących swe pieniądze w podatkowych azylach. Na dodatek Rotch nie był inwestorem branżowym. Radzie Ministrów to jednak nie przeszkodziło - dokonała zmiany strategii, aby ewentualna sprzedaż akcji Rafinerii Gdańskiej Rotchowi nie była z nią sprzeczna. Nie znaleziono inwestora spełniającego wymogi strategii, lecz dostosowano strategię do inwestora. Ciekawe. Nawet bardzo. Rotch nie mógł znaleźć obiecywanych pieniędzy na sfinansowanie transakcji, firma miała straty i kiepską zdolność kredytową. Mimo to termin wyłączności negocjacyjnej co chwila był przedłużany. W takiej sytuacji wydawało się, że po zmianie rządu minister Kaczmarek "machnie ogonem" i będzie po Rotchu. Wystarczy spojrzeć, jak szybko poradził sobie z Janem Kulczykiem, cofając wyłączność dla El-Dystrybucji w procesie prywatyzacji grupy G-8, gdy spółka nie przedstawiła zadowalających gwarancji sfinansowania inwestycji. Tymczasem w przetargu na Rafinerię Gdańską nic takiego nie nastąpiło. Rotch traktowany jest nadal w sposób, w jaki nie był traktowany w Polsce żaden inny inwestor. Mamy więc swoiste porozumienie gospodarcze ponad politycznymi podziałami. Widać, że politycy potrafią jednak się dogadać... Ciśnie się tylko na usta pytanie, co takiego atrakcyjnego jest w ofercie Rotcha?