
Komunikaty
PKN Orlen oczekuje pełnego połączenia z Rafinerią Gdańską. Prezes Orlenu unika określenia "przejęcie Gdańska", ale ostatecznie prywatyzacja tej firmy może się właśnie do tego sprowadzać.
- Właśnie o to toczy się spór, czy chodzi o fuzję, czy o nasz udział w prywatyzacji - mówi prezes Orlenu Zbigniew Wróbel. - Za fuzją obu firm opowiadają się ludzie biznesu i analitycy, ja także - dodaje.
Zdaniem prezesa Wróbla, przeciwna tej koncepcji jest Nafta Polska, która prywatyzuje gdańską spółkę. Szef Nafty Maciej Gierej nie chce w ogóle wypowiadać się na temat transakcji i oferty. Przyznaje jednak, że dla niego najważniejsze jest zagwarantowanie - także po prywatyzacji - gdańskiej spółce rozwoju i w związku z tym określenie jej pozycji w strategii Orlenu.
Cel: fuzja
Nieoficjalnie wiadomo, że Rada Nadzorcza płockiej spółki w grudniu ubiegłego roku zdecydowała, że priorytetem jest pełne połączenie PKN Orlen z Rafinerią Gdańską. - To jest nasz cel. Pełne połączenie przy wspólnym, centralnym zarządzaniu - przyznaje prezes Wróbel.
Fuzja oznacza w praktyce, że Rafineria Gdańska jako podmiot przestanie istnieć. - Szanuję oczekiwania środowisk gdańskich, by nie zginął taki podmiot, jakim jest rafineria. Zobowiązujemy się do utrzymania jego dotychczasowej roli w regionie - zapewnia prezes Orlenu. - Ale proponowana przez sam zarząd rafinerii zmiana nazwy na Lotos, świadczy o tym, że logo Rafinerii Gdańskiej nie jest nienaruszalne.
Zbigniew Wróbel unika określenia "przejęcie Gdańska" i nie potwierdza, że połączenie odbyłoby się na takiej samej zasadzie, jak w przypadku Petrochemii Płock i CPN. Tymczasem PKN Orlen to właśnie efekt inkorporacji CPN (największej sieci sprzedaży paliw) do Petrochemii Płock w 1999 r.
Teraz fuzja z Gdańskiem - według szefa Orlenu - sprowadza się do "jednego centrum zarządzania i sprzedaży". Wszystko dlatego, by osiągnąć jak największe efekty synergii. - Chcemy sprzedaż wszystkich olejów silnikowych prowadzić pod marką Lotos i tę firmę pozostawić jako perłę w Gdańsku - mówi.
Połączenie z Orlenem ma przynieść efekty w postaci wspólnych - czyli teoretycznie przynajmniej tańszych - zakupów ropy, oszczędności dzięki wspólnej "polityce remontowej i inwestycyjnej". Nie ma pewności, że tego typu argumenty okażą się wystarczające dla Nafty Polskiej. Wiceminister skarbu Ireneusz Sitarski nie chciał komentować planów Orlenu wobec rafinerii. - Cały proces prowadzi Nafta Polska i nie otrzymaliśmy jeszcze dokumentów w tej sprawie - wyjaśnił.
Nie wiadomo, jaką opinię na ten temat mają władze samej spółki. Prezes Rafinerii Paweł Olechnowicz nie zgodził się na rozmowę z "Rz". Nie jest jednak tajemnicą, że zarząd gdańskiej firmy ma alternatywny - wobec fuzji z Orlenem - program rozwoju. Zakłada on utworzenie tzw. grupy Lotos. Oprócz rafinerii, która jest głównym wytwórcą olejów smarowych w kraju, w grupie mogłyby znaleźć się także rafinerie południowe (Czechowice, Glimar i Jasło) oraz firma wydobywcza - Petrobaltic. Taka grupa kapitałowa byłaby rodzajem przeciwwagi dla PKN Orlen, ale jej powstanie wymagałoby akceptacji rządu. W ramach programu rozwoju rafinerii zarząd dąży też do zrealizowania inwestycji IGCC za ok. 540 mln dolarów. Chodzi o instalację zgazowania ciężkich pozostałości po przerobie ropy, co w powiązaniu z rozbudową i modernizacją istniejących instalacji umożliwi rafinerii pogłębiony przerób surowca i wyeliminuje problem produktów i odpadów o wysokiej zawartości siarki.
Rotch akcjonariuszem Orlenu
Pełne połączenie, czyli fuzja, oprócz skutków dla samej rafinerii może mieć bardzo duże znaczenie dla akcjonariatu PKN Orlen. Gdyby do tego doszło, możliwe byłoby podniesienie kapitału akcyjnego w PKN pokryte aportem w postaci akcji rafinerii. W ten sposób pojawiłby się nowy w akcjonariusz Orlenu - firma Rotch. To, ile Rotch miałby akcji Orlenu, zależałoby od wielkości i wyceny aportu, czyli akcji Rafinerii.
Prezes Wróbel uważa, że jest za wcześnie, by mówić o zmianach w akcjonariacie Orlenu. - Bierzemy pod uwagę częściową zamianę jednych akcji na drugie - mówi. - Zależnie od tego, na jakich warunkach zamkniemy ten proces prywatyzacji gdańskiej spółki, tak będziemy negocjować z Rotchem późniejsze kroki. Ale w ciągu tego roku na pewno nie będzie to możliwe.
Wprowadzenie firmy Rotch do grona właścicieli Orlenu, nawet z pakietem kilkuprocentowym, może ją stawiać w roli języczka u wagi. Z drugiej strony, jeżeli Rotch połączy siły z innym akcjonariuszem - Kulczyk Holding (który bezpośrednio i pośrednio ma kilkanaście procent akcji Orlenu) - stanie się poważną przeciwwagą dla skarbu państwa jako akcjonariusza.
W sumie skarb państwa (z Naftą Polską) ma obecnie 28,4 proc. akcji PKN Orlen. Po wejściu firmy Rotch, te udziały będą mniejsze, najprawdopodobniej o 2 - 3 proc.
Obecnie (zgodnie ze statutem koncernu) nawet jeśli akcjonariusz ma ponad 10 proc. akcji, to podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy dysponuje faktycznie tylko 10 procentami głosów. Uprzywilejowaną pozycję w tym zakresie ma skarb państwa (z Naftą Polską) i depozytariusz - Bank of New York. W 2004 r. każdy akcjonariusz Orlenu będzie miał pełne prawo wykonywania głosów.
W rządowej strategii dla branży paliwowej, którą we wrześniu ubiegłego roku zmodyfikowano, przewiduje się trzeci etap prywatyzacji PKN Orlen. Jedną z możliwości jest sprzedaż pakietu akcji należącego do Nafty Polskiej inwestorowi strategicznemu, którym mogłaby być firma paliwowa. W tym przypadku wymagana jest zgoda Rady Ministrów. Nawet jeśli rząd nie będzie chciał wpuścić inwestora do Orlenu i sprzedać mu swoich akcji, to może się okazać, że nie będzie w stanie temu zapobiec. Jeżeli Kulczyk Holding i Rotch zechcą pozbyć się udziałów w Orlenie, będą mogli sprzedać je, na przykład temu, kto da więcej. Do tej pory Kulczyk Holding deklarował, że inwestycję w akcje Orlenu traktuje jako długofalową. Podobnie o inwestycji w Rafinerii Gdańskiej wypowiadał się Rotch.
Koncern regionalny
Inny wariant przewidziany w rządowym programie to powołanie koncernu środkowoeuropejskiego z wiodącą (lub co najmniej równorzędną wobec innych firm) rolą Orlenu. I to najbardziej odpowiada zarządowi polskiej firmy. - Najpierw trzeba zorganizować koncern narodowy, który wystartuje i wygra grę o koncern ponadnarodowy - mówił niedawno posłom Zbigniew Wróbel.
W strategii Orlenu przewiduje się, że do końca 2004 r. może dojść do konsolidacji regionalnej z takimi firmami, jak węgierski MOL i austriacki OMV. (Obie te firmy złożyły oferty na zakup 17,6 proc. akcji Orlenu w przetargu, ogłoszonym w 2001 r. i ostatecznie nierozstrzygniętym). Być może dołączy do nich także czeski Unipetrol, gdyby Orlen został tam inwestorem.
Prezes Wróbel wielokrotnie mówił o tym, że "któraś z firm ze Wschodu - Rosji, Kazachstanu - powinna dostać ofertę wejścia do tego koncernu". - Wówczas mielibyśmy silną, pionowo zintegrowaną firmę w naszej części Europy - dodał. Chodzi bowiem o dostęp do złóż ropy. -
AGNIESZKA ŁAKOMA
KOMENTARZ
Marzenia o wielkości
Prezes PKN Orlen Zbigniew Wróbel wierzy, że jest w stanie, oczywiście z odpowiednim wsparciem, zrealizować marzenia o wielkiej polskiej firmie. Przy realizacji tej koncepcji ma jednak przeciwników, którym nie odpowiada, że staną się częścią koncernu, a nie samodzielnymi firmami. Unika przy tym jak ognia słowa "przejęcie", mówi o fuzji. Wiadomo jednak, że słowa "rafineria", a tym bardziej "gdańska", zniknęłyby z nazwy. Przy okazji wiadomo, że są dalsze plany ekspansji - i na wschód, i na północny zachód.
Czyżby rzeczywiście okazało się, że oto nagle w Europie Środkowej ma szansę powstać koncern z prawdziwego zdarzenia? Udziałami w Orlenie zainteresowany był austriacki OMV i węgierski MOL. Jak na razie jednak taka grupa miałaby jeden wielki mankament - brak zapewnionych dostaw ropy naftowej. I tutaj nie ma innego wyjścia, trzeba zdecydować się na któregoś z rosyjskich producentów. Bliski Wschód jest za daleko.
Orlen już nieraz zaskoczył rynek pomysłami swojego prezesa, w tym zakupem stacji benzynowych w Niemczech - największą z inwestycji zagranicznych krajów naszego regionu, chociaż niewątpliwie dokonaną podczas wyprzedaży. Gdyby jednak rzeczywiście i tym razem doszło do realizacji scenariusza prezesa Wróbla, wejście Rosjan jako kolejnego akcjonariusza nie budziłoby już tak ksenofobicznych emocji i obaw o narodowe bezpieczeństwo, jak było to w wypadku Rafinerii Gdańskiej i Łukoila. Tylko że w wielkim koncernie wpływy Rosjan, obojętne z jakiej firmy, ważyłyby znacznie więcej niż w jednej małej rafinerii.
Danuta Walewska
Zbigniew Wróbel
Jako szef PKN Orlen Zbigniew Wróbel zdołał przekonać rząd, by nie dopuszczać do Rafinerii Gdańskiej inwestora rosyjskiego (firmy Łukoil).
Wróbel, który w lutym ubiegłego roku został szefem PKN Orlen, karierę zawodową zaczynał od Studenckiego Biura Podróży Almatur. Był jego szefem od 1982 do 1986 r., potem przez kilka lat związany z PLL LOT. Na początku lat 90. trafił do Philips Morris Poland, potem do Pepsico Poland i tam awansował na wiceprezesa ds. rozwoju na Europę Wschodnią i Centralną. W Orlenie zastąpił Andrzeja Modrzejewskiego, którego na dzień przed odwołaniem zatrzymał UOP. Kandydaturę Zbigniewa Wróbla nie do końca akceptował ówczesny minister skarbu Wiesław Kaczmarek, choć są dobrymi znajomymi od lat i mają wspólną pasję - żeglarstwo.
Od początku więc jako szef Orlenu Wróbel uchodził za człowieka prezydenta RP. Z nim także zna się z czasów Almaturu, a w ostatnich latach należał do Zespołu Konsultantów Prezydenta RP ds. Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Za zasługi we wspieraniu rozwoju gospodarki żywnościowej i rolnictwa Aleksander Kwaśniewski odznaczył go nawet Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. We wrześniu ubiegłego roku Orlen uzyskał zgodę rządu na udział w prywatyzacji gdańskiej firmy, mimo że jeszcze pół roku wcześniej wydawało się to nierealne. Równie skuteczny Orlen ze swoim prezesem okazał się w przypadku ustawy o biopaliwach. Sejm ustawę przyjął, prezydent zawetował.
Zbigniew Wróbel od początku jako prezes Orlenu mówił o wielkich planach. Zaczął jednak od przegranej - nie zdołał porozumieć się z rządem czeskim w sprawie prywatyzacji firmy Unipetrol. Ale rok 2002 zakończył Orlen kupując 494 stacje BP i Aral w Niemczech za 144 mln dolarów. Prezes Orlenu zapewnia, że sprzedają one 50 proc. więcej paliwa niż polskie stacje.
A. łA.