
Komunikaty
Kończy się gra o Rafinerię Gdańską. W najbliższych dniach rząd ma zdecydować, czy firma pozostanie konkurentem Orlenu, czy też rafinerie zostaną połączone.
To nie jest tylko gra o największe w Gdańsku i w województwie pomorskim przedsiębiorstwo, zatrudniające 1,5 tysiąca pracowników i dające miejsca pracy kolejnym tysiącom w małych i średnich, kooperujących z nim firmach. To nie jest nawet gra o kształt rynku paliwowego w Polsce, na którym dziś dominuje PKN Orlen - spółka sprywatyzowana przed trzema laty, ale faktycznie wciąż kontrolowana przez skarb państwa.
To gra o to, kto stanie się w najbliższych latach naftowym potentatem w Europie Środkowowschodniej; kto zgarnie zyski z największego w tym regionie rynku, na którym rocznie sprzedaje się prawie 5 milionów ton benzyny i drugie tyle oleju napędowego; kto otrzyma premię za sprzedaż największych zakładów petrochemicznych w Polsce i jednej z największych naszych spółek giełdowych.
Poważnych graczy jest kilku, kilku innych liczy na sutą prowizję za "odstępne". W puli jest majątek wart przeszło 10 miliardów złotych, a wynik gry wciąż nierozstrzygnięty.
Choć PKN Orlen został sprywatyzowany w połowie 2000 r., nie bardzo wiadomo, kto naprawdę jest jego właścicielem. Skarb państwa kontroluje 28 proc. akcji, w tym spółka skarbu państwa Nafta Polska ma 17,6 procent. Bank of New York, reprezentujący interesy rozproszonych inwestorów, którzy kupili za granicą tzw. kwity depozytowe Orlenu (ekwiwalent akcji, którym obraca się na zagranicznych parkietach), ma podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy 14,7 procent głosów. W ostatnim roku pojawił się nowy podmiot, skupujący udziały. Kulczyk Holding posiada już około 6 procent akcji Orlenu, a jego szef, dr Jan Kulczyk, jest uważany za najbardziej aktywnego gracza w rozgrywce o polski rynek naftowy. Połowa akcji jest w rękach mniejszych akcjonariuszy, w tym międzynarodowych funduszy inwestycyjnych. Wcześniej czy później kwity depozytowe i akcje, będące dziś w rękach funduszy inwestycyjnych, zostaną sprzedane temu, kto zagra o całą pulę. Inwestorzy nie będą kierowali się sentymentem. Wygra ten, kto zaoferuje najwyższą cenę.
Rozproszenie kapitału sprawia, że większość akcjonariuszy nie wywiera żadnego wpływu na bieżące zarządzanie Orlenem. Na walnych zgromadzeniach przedstawiciel The Bank of New York z reguły głosuje tak, jak sobie życzy zarząd spółki. To sytuacja bardzo wygodna dla zarządu i największego (choć mniejszościowego) właściciela - skarbu państwa. Właściciel - a faktycznie rząd w osobie ministra skarbu - decyduje o tym, kto jest prezesem PKN Orlen. Zawsze jest to osoba blisko związana z obozem władzy. Za czasów AWS na czele Orlenu stał Andrzej Modrzejewski, który każdą strategiczną decyzję konsultował z Marianem Krzaklewskim i jego otoczeniem. Od dwóch lat płocką spółką kieruje Zbigniew Wróbel, który podkreśla swą przyjaźń z prezydentem Kwaśniewskim i premierem Millerem. To ci dwaj panowie faktycznie nominowali Wróbla. Prywatni akcjonariusze nie mieli tu wiele do powiedzenia.
Rafineria Gdańska wciąż pozostaje własnością skarbu państwa, a właściwie państwowej spółki Nafta Polska. Została ona założona jeszcze w okresie poprzednich rządów SLD-PSL, w połowie lat 90., i miała nadzorować proces restrukturyzacji i prywatyzacji sektora petrochemicznego. Ma w dyspozycji poważne pakiety akcji PKN Orlen, Rafinerii Gdańskiej i kilku mniejszych rafinerii na południu Polski.
Dziś spółka jest czymś w rodzaju departamentu Ministerstwa Skarbu Państwa. Prezes Nafty Polskiej jest ważnym, choć niezupełnie samodzielnym graczem w grze o kształt polskiego rynku petrochemicznego. Od listopada 2001 roku na czele Nafty stoi Maciej Gierej, który był członkiem zarządu także w czasach rządu Jerzego Buzka. W maju 2001 roku cały zarząd spółki (w tym Gierej) podał się do dymisji, protestując przeciwko naciskom ówczesnej ekipy resortu skarbu, żądającej sprzedaży 18-procentowego pakietu akcji PKN Orlen austriackiej spółce naftowej ÖMV.
Formalnie to Nafta Polska zadecyduje o losach PKN Orlen, Rafinerii Gdańskiej oraz kilku mniejszych zakładów petrochemicznych. W rzeczywistości decyzję podejmie grupa polityków, a przede wszystkim Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski.
Rząd zapewniał, że ogłosi wynik przetargu na Rafinerię Gdańską tuż po 15 czerwca.
Nafta przed podjęciem decyzji miała kilka możliwości:
- sprzedać Rafinerię Gdańską grupie, w skład której wchodzi PKN Orlen; - sprzedać Rafinerię Gdańską innemu inwestorowi;
- utworzyć nową grupę wokół Rafinerii Gdańskiej i sprywatyzować ją poprzez publiczną ofertę akcji;
- sprzedać posiadane udziały w PKN Orlen (i kilku mniejszych spółkach z branży) inwestorowi zagranicznemu, np. Austriakom z ÖMV.
W rękach Nafty jest zatem los polskiego przemysłu petrochemicznego i rynku paliw silnikowych. Nafta jest aktorem grającym przy otwartej kurtynie. Znacznie ciekawiej jest za kulisami. Tam skłóceni aktorzy wciąż nie mogą dojść do porozumienia. Co ważniejsze, żaden z nich nie jest w stanie zyskać przewagi nad innymi i wymusić decyzji korzystnej dla siebie.
Z tego powodu Rafineria Gdańska będzie wkrótce obchodziła pięciolecie inauguracji procesu prywatyzacji. W lipcu 1998 roku Nafta Polska wysłała zaproszenie do rokowań. Odpowiedziało na nie tuzin tuzów paliwowych z całego świata, w tym jedna z największych na świecie korporacji - Shell. W połowie października 1998 roku Nafta wybrała tzw. krótką listę inwestorów i zapowiedziała sfinalizowanie transakcji do końca roku. Wkrótce okazało się, że wszystkie oferty są poniżej oczekiwań. Kolejny przetarg był kilkakrotnie odkładany i dopiero w styczniu 2001 roku wybrano pięć firm, które miały złożyć konkretne oferty. Orlen nie został zaproszony do tańca.
Niespodziewanie faworytem stało się brytyjskie konsorcjum Rotch Energy - inwestor finansowy mający niewielkie doświadczenie w prowadzeniu interesów paliwowych. Wprawdzie Rotch kupił od koncernu brytyjskiego Shell 180 stacji benzynowych w Wielkiej Brytanii, ale to właściwie jedyny atut, jakim dysponował. Spółka Rotch Energy Ltd została założona w roku 2000 z kapitałem... dwóch funtów przez Grupę Rotch, którą przed dwudziestu laty utworzyli dwaj emigranci z Iranu - bracia Tchenguiz. Kiedy Rotch startował w prywatyzacji czeskiego Unipetrolu, rząd odrzucił jego ofertę, uzasadniając to małą wiarygodnością finansową spółki.
Rotch otrzymał jednak w czerwcu 2001 roku wyłączność na negocjacje w sprawie zakupu akcji Rafinerii Gdańskiej i kilka miesięcy później decyzja zapadła. Za 75 proc. akcji RG konsorcjum miało zapłacić około 300 mln dol. Wyglądało na happy end, tyle że Rotch Energy nie potrafił wykazać, iż dysponuje odpowiednią sumą pieniędzy. W tej sytuacji dalsze rozmowy z Brytyjczykami traciły sens, ale... trwały. Rotch nie odpadł nawet wówczas, gdy w Polsce zmienił się rząd, a współpracownicy Leszka Millera zaczęli szukać haków na swoich poprzedników. Już wówczas prywatyzacja Rafinerii Gdańskiej zakrawała na skandal, który można było dopisać do czarnej listy prywatyzacyjnej rządu Buzka. Nic z tego. Rotch wciąż pozostawał (i pozostaje) w grze. Najpierw jako gracz samodzielny, potem razem z innymi, dysponującymi pieniędzmi.
Stanisław Zunderlich