logo

Komunikaty

z Pawłem Olechnowiczem,
prezesem Grupy Lotos,
rozmawia Ewa Bałdyga

Kiedy będzie można kupić akcje Grupy Lotos na warszawskiej giełdzie?
- Jesienią przyszłego roku. Spodziewam się, że we wrześniu.
Jaki pakiet będzie sprzedany?
- Jeszcze nie ma ustaleń. Będę rozmawiać ze Skarbem Państwa na ten temat. Istotne mogą być również propozycje naszego doradcy prywatyzacyjnego. Myślę, że decyzji w tej sprawie można się spodziewać w styczniu 2005 r., tuż po walnym zgromadzeniu.
Zaproponuje Pan Skarbowi Państwa sprzedaż akcji Lotosu równolegle z podniesieniem kapitału spółki?
- Prywatyzację rozumiem w ten sposób, że udział państwa w kapitale spada poniżej 50%. Nie było jeszcze konkretnych ustaleń, czy Skarb Państwa sprzeda pakiet akcji Lotosu, a jeżeli tak, to jak duży. Na pewno sama spółka wyemituje nowe akcje, co już oznacza, że udział Skarbu Państwa w kapitale obniży się. Kapitał Grupy Lotos wzrośnie już w styczniu po podwyższeniu go o cztery firmy: Petrobaltic oraz rafinerie Jasło, Glimar i Czechowice. Jednocześnie zostanie też prawdopodobnie podjęta uchwała kierunkowa o nowej emisji akcji, która zostanie przeprowadzona równolegle z upublicznieniem spółki i jej wejściem na GPW.
Jaka będzie wartość nowej emisji akcji Lotosu?
- Około 700 mln zł. Pieniądze te przeznaczymy na rozwój spółki, przede wszystkim na budowę instalacji do zgazowania ciężkich pozostałości po przerobie ropy naftowej. Nie wykluczam, że wartość emisji może jeszcze wzrosnąć. Minister finansów proponuje bowiem, aby odebrać ulgi w podatku akcyzowym, z których korzystają m.in. trzy rafinerie z południa Polski, a które mają w styczniu 2005 r. być włączone do Lotosu. Dla nas to dodatkowy koszt ok. 200 mln zł. W przypadku przyjęcia przez resort niekorzystnych dla nas rozwiązań, o taką właśnie kwotę będziemy zabiegać z emisji akcji.
Czyli może mieć wartość ok. 900 mln zł?
- Jest to prawdopodobne, ale mam nadzieję, że uda nam się przekonać ministra finansów o szkodliwości odebrania ulg południowym rafineriom i nie będziemy musieli podnosić wartości emisji.
Jacy inwestorzy będą mogli kupić akcje Lotosu? Czy zostanie utworzona specjalna transza dla inwestora branżowego, może Orlenu?
- Polski rynek kapitałowy jest teraz na tyle silny, że emisja akcji Lotosu może być bez problemów kupiona przez fundusze inwestycyjne, emerytalne, jak również przez inwestorów indywidualnych. I to byłby najlepszy scenariusz naszej prywatyzacji. Gorszym pomysłem byłoby wprowadzenie inwestora branżowego. Jeśli miałby nim zostać Orlen, to by znaczyło, że w Polsce trzeba zlikwidować jeden ośrodek paliwowy. Oczywiście, wybór padłby na Gdańsk, bo jest mniejszym ośrodkiem niż Płock.
15% akcji Lotosu dostali pracownicy. Jak Pan myśli, ilu sprzedało już swoje pakiety?
- Na ostatnim walnym zgromadzeniu akcjonariuszy zarejestrował się tylko Skarb Państwa i Nafta Polska. Nie poznaliśmy mniejszościowych akcjonariuszy. Z moich obserwacji i szacunków wynika jednak, że 5-7% akcji pracowniczych Lotosu zmieniło już właściciela. Taka sytuacja może mieć ogromne znaczenie przy naszej prywatyzacji.
Czy akcje pracownicze mógł skupywać Kulczyk Holding?
- Nawet jeżeli bezpośrednio lub pośrednio KH kupił pakiet akcji Lotosu, to myślę, że w związku z ostatnimi wydarzeniami związanymi z Orlenem, polityka Jana Kulczyka trochę się zmieniła. I jeżeli miał lub ma jeszcze pakiet akcji Grupy Lotos, sądzę, że w całej sprawie nie chodzi o tego inwestora.
A o kogo?
- Jeżeli ktoś skupił sporo akcji pracowniczych, to był to albo zagraniczny koncern, który chce długofalowo inwestować w Grupę Lotos, albo pośrednik, który prędzej czy później porozumie się z takim koncernem.
Próbował się Pan dowiedzieć, kto organizuje skup akcji pracowniczych?
Słyszę, że ludzie przed firmą sprzedają akcje. Nie wiem, kto je kupuje. Słyszę tylko, że wartość naszych akcji rośnie. W związku m.in. z dobrymi wynikami i zbliżającym się upublicznieniem.
A po ile teraz handluje się papierami Lotosu?
- Około 200 zł. Pracownicy pytają mnie czasami, czy warto trzymać akcje, czy sprzedać je po takiej cenie. Niestety, nie mogę się w tej kwestii wypowiadać.
Dlaczego?
- Wyobraźmy sobie, że z jakiejś przyczyny nie dochodzi do prywatyzacji. Jeżeli wcześniej mówiłem komuś "trzymaj akcje", to w takiej sytuacji musiałbym chyba sam je odkupić. Jedno chyba mogę powiedzieć - ci, którzy sprzedali już akcje, raczej nie zrobili dobrego interesu.
Jak będzie wyglądać proces konsolidacji Grupy Lotos z rafineriami Czechowice, Glimar i Jasło w przypadku, gdy minister zdecyduje o odebraniu im ulg?
- Przyjęliśmy trudny program trzyletniej restrukturyzacji rafinerii z południa Polski. Minister finansów w 2003 r. zaakceptował go. Teraz powinien mieć świadomość, że jeśli się wycofa z obietnicy utrzymania ulg do 2006 roku, przekreśli plany rozwoju rafinerii z południa Polski. Jednocześnie utrudni konsolidację, bo Lotos zamiast rozwijać przejmowane rafinerie, będzie ograniczać ich działalność.
Jak postępuje restrukturyzacja rafinerii, które mają dołączyć do Lotosu?
- W najlepszej sytuacji jest Jasło. Firma zaczęła się zajmować przerobem odpadów z przerobu ropy naftowej i jest spółką rentowną. Coraz lepiej radzi sobie również Rafineria Czechowice. Jednak w przypadku odebrania ulg w podatku akcyzowym, zanotowałyby w 2005 roku 70-80 mln zł straty. Pewnie byśmy nie dopuścili, żeby firma ponosiła tak wysokie straty, więc trzeba by było w przyszłym roku realizować bardzo restrykcyjny program restrukturyzacji.
Ile mogłoby kosztować zwolnienie 500 pracowników z Rafinerii Czechowice?
- Myślę, że grubo ponad 100 mln zł. W Czechowicach chcemy wdrożyć zmiany technologiczne i stopniowo odejść od przerobu ropy. Jest to możliwe tylko w przypadku przeznaczenia sporych pieniędzy na inwestycje.
Mówił Pan niedawno, że Rafineria Glimar jest na skraju bankructwa. Jak teraz wygląda jej sytuacja?
- Bardzo źle. Firma przeprowadziła nietrafione inwestycje, np. zbudowała gorzelnię za kilkadziesiąt milionów złotych. Największym problemem jest inwestycja Hydrokompleksu, czyli instalacji, w której mają powstawać wysoko przetworzone produkty. Ich budowa pochłonęła już ponad 400 mln zł, a potrzeba jeszcze 300 mln zł. Zarząd Glimaru chce złożyć wniosek o upadłość. Chcielibyśmy uratować tę spółkę i prawie 0,5 tysiąca osób. Jesteśmy już blisko porozumienia z bankami, które kredytowały inwestycję, i Naftą Polską w sprawie przyszłości Glimaru.
Na południu Polski oprócz trzech rafinerii, które mają zostać włączone do GL, działają jeszcze dwie, kontrolowane przez Orlen. Produkcja tych spółek częściowo się pokrywa, a zwiększona konkurencja może doprowadzić do pogorszenia sytuacji niektórych zakładów. Jak tego uniknąć?
- Po pierwsze, możemy wychodzić ze sprzedażą niektórych produktów za granicę. Drugim rozwiązaniem jest połączenie niektórych aktywów. Optuję za pierwszym, gdyż stwarza ono szansę rozwoju polskich przedsiębiorstw. Zresztą mamy już sukcesy w eksporcie. Wysyłamy oleje do Austrii, Niemiec. Oczywiście, sprzedajemy je też na Wschód. Przyjęliśmy strategię, że za granicę będziemy wysyłać produkty pod własną marką.
Niedawno funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Śledczego zatrzymali pracowników Rafinerii Trzebinia, w tym jej wiceprezesa. Prokuratura zarzuca im nieprawidłowości w obrocie komponentami i paliwami. Czy nie obawia się Pan, że podobne nieprawidłowości mogą mieć miejsce w rafineriach, które w styczniu przejmie Lotos?
- Nie mam takich obaw. Mogę się tylko spodziewać, że pierwsze zatrzymania ujawnią następne powiązania. W branży paliwowej zacząłem pracować trzy lata temu. Jeszcze zanim zostałem prezesem Rafinerii Gdańskiej, już słyszałem o istnieniu mafii paliwowej. Nadal o niej się mówi. Problem powinien zostać już dawno rozwiązany.
Lotos wspólnie z konsorcjum banków Pekao i PKO BP chce zainwestować 0,5 mld zł w rozwój sieci detalicznej. Dlaczego tak dużo?
-
Chcemy mieć 10-12% rynku sprzedaży detalicznej paliw do 2007 roku. Teraz nasz udział wynosi 6%. Zmienimy strukturę naszej sieci. Będziemy mieć więcej własnych stacji, które będziemy albo przejmować z rynku, albo budować od podstaw. W istniejących obiektach, które działają pod logo Grupy Lotos, będziemy podnosić standard. To wszystko sporo kosztuje.
Jakie jeszcze projekty Lotos będzie realizować w najbliższym czasie?
- Bardzo ważnym elementem naszego rozwoju będzie wydobycie. W styczniu 2005 r. przejmiemy Petrobaltic, który prowadzi wydobycie ropy naftowej z Morza Bałtyckiego. Co prawda, poziom wydobywanego surowca nie jest wysoki, ale firma dysponuje ogromnym doświadczeniem w wydobyciu i zatrudnia kadrę, którą będzie można wykorzystać np. przy innych projektach wydobywczych. Co prawda, nie ma jeszcze żadnych konkretnych ustaleń w tej sprawie, ale jest to tylko kwestia czasu.
Prognozował Pan wcześniej, że Lotos na koniec tego roku zarobi netto 0,5 mld zł. Czy kwota ta jest realna i czy zarząd spółki będzie składał wniosek o wypłatę dywidendy?
- Zarobimy co najmniej tyle, ile zapowiedziałem. Jeżeli chodzi o dywidendę, będziemy zabiegać u właściciela, aby jej nie wypłacać. Między innymi z tego powodu, że deklarujemy pomoc trzem państwowym rafineriom z południa Polski. Żeby to zrobić, trzeba mieć za co.
Jakie wyniki przewiduje Pan na przyszły rok?
- Taki rok jak 2004 szybko się nie powtórzy. Trzeba zdać sobie sprawę, że nie ma co liczyć na nagły wzrost cen ropy naftowej, który miał miejsce w tym roku. Spodziewam się jednak, że w 2005 r. będzie dalej dobra koniunktura na rynku i wyniki też będziemy mieć dobre.
Lotos inwestuje w rozwój, a specjaliści od rynku paliwowego mówią, że nieuchronnie czeka nas wyczerpanie zasobów ropy naftowej. Czy więc inwestycje w ulepszanie technologii i stacje benzynowe są uzasadnione?
- Ropy naftowej, szczególnie przy tak zwiększonej konsumpcji, wystarczy na może 50 lat. Rzeczywiście, powinno się już coraz więcej inwestować w nowoczesne technologie, które nie potrzebują już takich surowców, jak ropa naftowa, ale wystarczy np. ogólnie dostępna woda. Tyle że nawet jeśli gospodarka zacznie odchodzić od ropy naftowej, to inwestycje w nowe technologie będą bardzo drogie. Tradycyjne paliwa będą jeszcze długo konkurencyjne.

Dziękuję za rozmowę