
Nie lubię podwyżek cen benzyny. Premier Kazimierz Marcinkiewicz, który domagał się od koncernów paliwowych obniżenia marż, miał pewnie trochę racji - wystarczy spojrzeć na tegoroczne gigantyczne zyski Lotosu i Orlenu, które wynikają m.in. właśnie z wysokich cen paliw. Jeśli jednak mam już dużo płacić za benzynę czy olej napędowy, to wolę, by zarabiała na mnie rafineria w Gdańsku niż ta w Płocku. Dlaczego? To proste. W tym roku Lotos zarobił ponad 640 min zł. Od tego odprowadzi spore podatki, których część trafi nie do centralnego worka z pieniędzmi w Warszawie, a do budżetu Gdańska. Dzięki temu miasto ma środki na inwestycje. Lotos to nie tylko największy podatnik w regionie, ale także sponsor wielu wydarzeń kulturalnych i sportowych. Poza tym Lotos to parę tysięcy nie najgorzej zarabiających pracowników, którzy wydają swoje pensje głównie w Trójmieście. To wszystko napędza naszą lokalną gospodarkę. Gdyby Lotos został połączony z Orlenem - a taki scenariusz regularnie wraca w wypowiedziach niektórych polityków - Pomorze by wiele straciło. Dlatego chwała pomorskim decydentom i menedżerom Lotosu za lobbing, który sprawił, że firmy nadal funkcjonują oddzielnie.